ImproSpot

Kubański kolaż

Dobrze się stało, że David Virelles po piętnastu latach wrócił do formuły grania w ramach akustycznego tria. Wypada w takich okolicznościach rewelacyjnie.
Dobrze się stało, że David Virelles po piętnastu latach wrócił do formuły grania w ramach akustycznego tria. Wypada w takich okolicznościach rewelacyjnie.
David Virelles
Carta
Maciej Krawiec
Intakt Records
Premiera 16.06.2023
52'
David Virelles
Carta
7/10
Intakt Records
Premiera 16.06.2023
52'
7/10
Maciej Krawiec

Co robi jazzman bądź jazzmanka u progu czterdziestych urodzin? Nie ma na takie pytanie jednej odpowiedzi, ale bardzo mi się podoba to, co w takich okolicznościach robi pianista David Virelles. Mając na koncie wiele albumów z małymi i dużymi składami, prezentuje swoją twórczość w nowych albo od dawna niewykorzystywanych kontekstach. Rok temu na przykład wydał płytę solową, czego nigdy wcześniej nie robił. W tym zaś ukazał się jego pierwszy od piętnastu lat album nagrany z akustycznym triem. Tamta płyta sprzed ponad dekady nosiła tytuł „Oblivion” (czyli „zapomnienie”), który okazał się proroczy. Wydany w Japonii krążek jest dziś trudno dostępny, a jego jedyny muzyczny ślad w internecie to utwór „Introspection”, którego można posłuchać na YouTubie.

Szkoda byłoby jednak tak całkiem zapomnieć, jak wypada Virelles w ramach tria fortepianowego, bo odnajduje się w takich okolicznościach rewelacyjnie. Dowodzi tego na wydanym niedawno albumie „Carta”. Towarzyszą mu tutaj artyści, których nazywa „braćmi-nauczycielami”: Ben Street na kontrabasie oraz Eric McPherson na perkusji. Większość utworów napisał sam Virelles i poprzez swoje kompozycje daje wyraz temu, że nadal interesują go różne nastroje i stylistyki.

„Carta” to, podobnie jak solowy album „Nuna”, kolaż inspiracji i wrażliwości: od balladowego impresjonizmu, przez kubańską zmysłowość i monkowską przekorę, po awangardowe dekonstruowanie. Tu zachwyci nonszalanckim, wirtuozerskim pasażem, tam – taneczną błyskotką, by za chwilę zanurzyć się w pesymizmie albo odepchnąć dysonansem. Virelles dokonuje tych połączeń zręcznie, jest w jego muzyce coś w rodzaju mądrej równowagi. Balansuje między tym, co płynne, harmonijne, nieraz lekkie i zabawne, a uskokami narracji i ostrym sprzeciwem. Nie ma tu programowego „chuligaństwa”, ale po prostu pasjonująca, żywa, urozmaicona pianistyka Virellesa, ciągle wzbogacana przez aktywnych Streeta i McPhersona.

Zobacz też

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Najnowsze wpisy

Pełne archiwum