Nie brakuje ani energii, ani pomysłów
11-12.04.2025
11-12.04.2025
Lada dzień w Gdańsku rusza Sea You Music Showcase – impreza, podczas której będzie można się przekonać o tym, jak aktualnie brzmi trójmiejska scena. Czy dałoby się wyobrazić sobie takie wydarzenie bez składów jazzowych? Na szczęście ich braku nie wyobrażają sobie organizatorzy, gdyż od pierwszej edycji Sea You w 2022 roku improwizatorzy i improwizatorki stale goszczą w programie imprezy. Czemu tak się dzieje? Czy to ukłon wobec faktu, że w Sopocie odbyły się legendarne festiwale jazzowe w latach 50. ubiegłego wieku? A może wynika to z zasług synów pomorskiej ziemi – Leszka Możdżera i Wojtka Mazolewskiego – których popularność sięga poza jazzową bańkę?
Ten ostatni akurat na Sea You już raz występował i pojawi się także podczas nadchodzącej edycji. Nie sądzę jednak, by jego aktywność była w tym kontekście kluczowa. Najważniejsze bowiem jest to, że od kilkunastu lat – przede wszystkim za sprawą artystów urodzonych w drugiej połowie lat 80. i później – właśnie z Trójmiasta ruszają w Polskę szczególnie ciekawe zespoły, których nie wolno pomijać, mówiąc dziś o tzw. „młodym polskim jazzie”. I dobrze wiem, że odbywa się ruch także w drugą stronę. Publiczność z innych części kraju przyjeżdża do Trójmiasta niekoniecznie po to, by przejść się ulicą Długą w Gdańsku i zrobić sobie selfie na molo w Sopocie, ale by spędzić parę dni na ciekawym festiwalu jazzowym albo odwiedzić kluby, gdzie improwizujący muzycy i muzyczki regularnie eksperymentują.


Grunt pod aktualną sytuację przygotowały rzecz jasna pokolenia artystów i organizatorów. Wprawdzie sopocki festiwal po dwóch edycjach w 1956 i 1957 roku przeniesiono do Warszawy, ale jazz grano później choćby w klubach – w Gdańsku na przykład w starym Żaku, Kwadratowej czy Rudym Kocie. Przemek Dyakowski (ur. 1935), przez dziesięciolecia spiritus movens trójmiejskiego środowiska, w niedawnym wywiadzie dla pisma „Jazz Press” wspominał tamte czasy następująco: „Do lat 60. to Kraków był najważniejszym miejscem dla jazzu w Polsce, potem zaczęło się to zmieniać na korzyść Trójmiasta. W starym Żaku grany był jazz nowoczesny, a przy Politechnice w Kwadratowej był jazz tradycyjny – i taki wyraźny podział przez wiele lat obowiązywał”. W latach 70. i 80. w zmiennej formule i różnych miejscach działał festiwal Jazz Jantar. Występowała tam nie tylko polska czołówka, ale przyjeżdżały też – podczas edycji w 1986 roku – zagraniczne gwiazdy: Phil Woods i Tom Harrell.
Dosadnie o aurze Gdańska opowiada współtwórca yassu Mikołaj Trzaska (ur. 1966) w znakomitej książce „Wrzeszcz!”. Zagadnięty w tym wywiadzie-rzece przez Tomasza Gregorczyka i Janusza Jabłońskiego o tradycję grania muzyki buntowniczej i eksperymentalnej, Trzaska mówi: „Pod tym względem Gdańsk zawsze był specyficznym miejscem. Nie tylko dla nas, ale też dla wcześniejszego rockandrollowego pokolenia. (…) W Trójmieście gotowało się już wtedy, w latach 60. i 70., jeszcze przed tym, jak zaczęła się alternatywa. To miejsce ma w sobie coś – można by je nazwać polskim Seattle. Tutaj też klimat jest chujowy, często pada, jest szaro i wietrznie, ale być może dzięki temu cały syf jest wywiewany i depresja nie jest tak dokuczliwa. Masz kontakt z morzem. Kiedy masz dosyć, możesz wyjść na plażę, pooddychać i pozwolić, żeby wiatr wywiał ci z głowy ciasnotę. To wszystko nas niosło i myślę, że późniejszy sukces Miłości też na tym polegał”. Z jednej więc strony Trójmiasto – wespół z Bydgoszczą – przyniosło polskiej muzyce lat 90. antyestablishmentowy yass Trzaski, Tymona Tymańskiego, Jerzego Mazzolla i innych. Z drugiej – stało się stabilną przestrzenią działań muzyków mainstreamowych, związanych z gdyńskim Sax Clubem czy festiwalem Sopot Molo Jazz.
Gdy sześć lat temu Emil Miszk (ur. 1990) odbierał nagrodę Fryderyk w kategorii „Fonograficzny debiut roku” za album „Don’t Hesitate”, swoje podziękowania zakończył słowami: „Trójmiasto górą”. Pytałem go później o to w wywiadzie na łamach nieodżałowanej „Gazety Magnetofonowej” i przyznawał, że czuje się beneficjentem trójmiejskiej energii twórczej. Prowadził tam wtedy dwa składy, grał też w wywodzących się z Trójmiasta zespołach Kamila Piotrowicza, Sławka Jaskułke i Dominika Bukowskiego. Sześć lat to – szczególnie w przypadku młodych twórców – bardzo długo i w międzyczasie niektóre z tych grup przestały istnieć, ale w ich miejsce powstały nowe. Co więcej, do dawnych i obecnych kompanów Miszka z jego pokolenia, których od lat znamy z rozmaitych trójmiejskich składów – mam na myśli Piotra Chęckiego, Tomasza Chyłę, Michała Jana Ciesielskiego czy Sławka Koryzno – dołączają kolejne osoby: Krzysztof Hadrych, Anna Jopek, Alan Kapołka, Ziemowit Klimek, Magda Kuraś, Maciej Świniarski… Grono to, w różnych konfiguracjach, regularnie spotyka się na jam sessions w gdańskich lokalach – przede wszystkim w Lawendowej oraz w Café Absinthe – a także w Teatrze Boto w Sopocie. Miałem okazję kilka razy przysłuchiwać się tym spotkaniom i powiem tak: nie brakowało tam ani energii, ani pomysłów.
Nie widzę więc w Trójmieście tego kłopotu, który wydaje się kłaść cieniem na przykład na krakowskim jazzie. Pod Wawelem nie za bardzo bowiem słychać następców i następczyń muzyków urodzonych na przełomie lat 80. i 90., którzy elektryzowali polską scenę ponad dekadę temu. Mam na myśli – wywodzących się z krakowskiego środowiska – Mateusza Gawędę, Piotra Orzechowskiego, Sławka Pezdę czy Kubę Płużka. Czemu tak się dzieje? Czy może mieć to związek z faktem, że baron krakowskiego jazzu Witold Wnuk uważa „obecną moda na improwizację” za groźną dla jazzu?
W Trójmieście takiego mentalnego problemu chyba nie ma, a nawet jeśli gdzieniegdzie doskwiera, to nie sądzę, by blokował on kreatywność młodych osób. Odwiedzam od lat pomorskie festiwale i regularnie widzę tam starszych liderów i liderki, nieraz bardzo dalekich od odkrywania nowych muzycznych lądów, którzy przychodzą na koncerty młodszych zespołów i wydają się je wspierać – ostatnio chociażby podczas marcowej edycji festiwalu Jazz Jantar. Ta impreza (reaktywowana w 1997 roku) od dawna eksponuje nowe trójmiejskie składy, a przed sześcioma laty cytowany już Miszk mówił o niej tak: „To ważny dla nas festiwal i ważna scena. Super jest mieć świadomość, że istnieje miejsce, które interesuje się naszą muzyką i daje nam możliwość premierowych prezentacji kolejnych projektów”. I to nadal na Jazz Jantarze obowiązuje, gdyż dwa tygodnie temu słuchałem tam premier takich trójmiejskich zespołów jak Tentno i Klawo, a także kwintetu studentów Akademii Muzycznej w Gdańsku pod wodzą niewiele starszej od nich, amerykańskiej saksofonistki Zoh Amby.
Właśnie! Akademia! Z nią (a dokładniej mówiąc: z działającym od 2008 roku kierunkiem „Jazz i muzyka estradowa”) także należy łączyć wysyp talentów oraz liderów i liderek w trójmiejskim jazzie. Tam studiuje bądź studiowała większość młodych osób artystycznych, o których tu mowa, a w gronie ich wykładowców są np. Sławek Jaskułke, Maciej Obara czy Irek Wojtczak.
Organizowany od 2022 roku Sea You Music Showcase ma więc szansę korzystać z wyjątkowo sprzyjających dla trójmiejskiego jazzu okoliczności. Czy korzysta? Owszem. Podczas pierwszych dwóch edycji grały tam między innymi takie składy jak Artificialice, Immortal Onion, Lonker See czy Nene Heroine. Z kolei podczas ubiegłorocznej, trzeciej odsłony Sea You zapadły mi w pamięć przede wszystkim znakomite koncerty dwóch kwintetów – Tomasza Chyły i Magdy Kuraś – o czym więcej pisałem w tym tekście.
A na które improwizujące składy czekam szczególnie teraz? Mam czterech faworytów:
Bled
Kontemplacja, powtarzalność motywów, stopniowe wciąganie słuchaczy w oszczędny świat dźwięków… Tego rodzaju działania i intencje dominują na najnowszej płycie duetu Bled „Terra Incognita” (2024) i, jak sądzę, podobnej ekspresji możemy spodziewać się podczas występu na Sea You. Mowa o zespole Emila Miszka i Sławka Koryzno, gdzie rezygnują zarówno z obfitości jazzowych improwizacji, jak i starannie rozpisanych form. Zamiast nich proponują coś innego: niespieszne trwanie oraz swego technologiczno-futurystyczny sound design, z którego wyłaniają się zapadające w pamięć melodie trąbki i klawiszy, a także monumentalne nieraz, pulsujące bębny. Pejzaż dźwiękowy wydaje się surowy, ale nie panuje w tej muzyce chłód. Wyczuwam w niej najczęściej przyjazne, gościnne nastawienie, które – bez nachalności – zachęca do wspólnego bycia w tej przestrzeni.
(Scena Magazyn 11/04, godz. 19:30)
Słuchaj na Bandcamp
hałvva / Timothée Quost
Dlaczego koniecznie wybiorę się na występ duetu hałvva? Powodów nie brakuje, a jest wśród nich taki: tworzący tę grupę pianista Kamil Piotrowicz i perkusista Jacek Prościński zagrali w ubiegłym roku jeden z lepszych koncertów, jakie w tamtym czasie słyszałem. Podczas gdańskiego Art of Freedom Festival wykonali porywający, improwizowany set, w którym bezkompromisowo ścierały się drum’n’bass, techno, blues, swingujący jazz, trip hop, glitch, melancholijny rock, a do tego jeszcze śpiew operowy – za sprawą śpiewaczki Małgorzaty Priebe, która w pewnym momencie dołączyła do duetu. Śledzenie interakcji Piotrowicza i Prościńskiego mógłbym porównać do… oglądania meczu tenisa stołowego, którego transmisja raz jest kilkukrotnie przyspieszana, a za chwilę ulega takiemu spowolnieniu, że następuje niemal zatrzymanie akcji. Muzycy często reagują na pomysły błyskawicznie, mocując się i wpływając na siebie z sekundy na sekundę. Wkrótce jednak może ich dźwiękami zawładnąć cisza, a my – zamiast słuchać muzyki – będziemy tylko patrzeć, jak Piotrowicz i Prościński w teatralnych pozach zastygną nad instrumentami. Do duetu dołączy tym razem francuski trębacz Timothée Quost, z którym nagrali album „}}}}” (2023).
(Scena Magazyn 11/04, godz. 20:30)
Słuchaj na Bandcamp
Remont Pomp / Jacek Prościński
Podczas tego koncertu spotkają się ze sobą dwie orkiestry. Po jednej stronie, przy stole suto zastawionym najróżniejszymi instrumentami (w tym kieliszkami, misami, grzechotkami czy dzwonkami), zasiądzie Remont Pomp. Jest to kilkunastoosobowa orkiestra, która powstała w 2003 roku przy Polskim Stowarzyszeniu na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną „Koło” w Gdańsku. Jej specjalnością są wielowarstwowe, transowe formy o niezwykłych brzmieniach, nieraz okraszone nieokiełznaną ekspresją, tajemniczym ambientem bądź frapującą psychodelią. Po drugiej stronie miejsce zajmie człowiek-orkiestra: Jacek Prościński, którego zestaw perkusyjny mieni się elektroakustycznymi barwami. Jego inspiracje wiodą od tanecznej elektroniki o wielu obliczach, przez minimalizm i hip-hop, po awangardowy jazz, o czym w zasadzie nie muszę tu pisać, bo pewnie kojarzycie Prościńskiego z takich składów jak hałvva, Hinode Tapes, Lasy, Llovage albo z jego solowego projektu wh0wh0.
Perkusista już raz występował z Remontem Pomp, dołączając tym samym do imponującej listy współpracowników zespołu: Mikołaja Trzaski, Kena Vandermarka czy Wacława Zimpla. Tamto spotkanie odbyło się w kameralnej przestrzeni kawiarni klubu Żak w Gdańsku. Teraz czas na dużą scenę w Teatrze Szekspirowskim.
(Scena Główna 12/04, godz. 19:00)
Słuchaj na Bandcamp
Quantum Trio
Czekaliście? Ja tak. Quantum Trio po pięcioletnim milczeniu wraca. Polsko-chilijski skład w minionej dekadzie kolejnymi płytami pokazywał, jak zręcznie można łączyć czuły liryzm, przebojową melodyjność, mathrockowe zapędy i bez mała heavymetalowy wykop. Zaczynali jako akustyczne trio jazzowe bliskie głównego nurtu („Gravity”, 2013), ale już wtedy zwracali uwagę interesującymi kompozycjami. Każda kolejna płyta rozszerzała spektrum ich ekspresji: muzycy wzbogacali brzmienia o odważnie eksploatowaną elektronikę, wprowadzając jeszcze więcej ostrości i temperamentnych riffów. Po „Red Fog” (2020) na parę lat zniknęli, ale teraz wracają… właśnie na Sea You, gdzie odbędzie się premiera ich płyty „No Way Out”. Ja już jej słuchałem i przyznaję, że prezentuje się okazale: elektroniki i mocnego uderzenia jest tam więcej niż kiedykolwiek. Rockowy patos i melancholia w ich wykonaniu kojarzą się z Muse, a kosmiczne fajerwerki brzmieniowe – z The Comet Is Coming. Niektóre utwory – np. ten tytułowy bądź „Mothead” – mogłyby równie dobrze pochodzić z nowej płyty takiego Dream Theater… ale Quantum Trio udaje się wygenerować tyle żywiołowości bez użycia ani jednej gitary!
(Scena Główna 12/04, godz. 23:00)
Słuchaj na Bandcamp
Zobacz też

„2024” w 10 odcinkach

Nie ma rutyny

Komentarze