ImproSpot

W swobodnym opadaniu ku górze

W Kolonii Artystów możesz wczesnym popołudniem napić się kawy do setu z muzyką elektroniczną, potem obejrzeć wystawę, a wieczorem przyjść na koncert japońskiego noise'u albo trójmiejskiej sceny niezależnej. Mam wrażenie, że obecny kształt Kolonii jest atrakcyjny właśnie ze względu na hybrydowy charakter działań
W Kolonii Artystów możesz wczesnym popołudniem napić się kawy do setu z muzyką elektroniczną, potem obejrzeć wystawę, a wieczorem przyjść na koncert japońskiego noise'u albo trójmiejskiej sceny niezależnej. Mam wrażenie, że obecny kształt Kolonii jest atrakcyjny właśnie ze względu na hybrydowy charakter działań
Sylwester Galuschka
Sylwester Galuschka
WSPÓŁPRACA
rozmawia Maciej Krawiec
rozmawia Maciej Krawiec

Maciej Krawiec: Na rowerze dwanaście minut. Pieszo trzy kwadranse. Tyle czasu potrzeba, by z miejsca, w którym siedzimy – Kolonii Artystów we Wrzeszczu – dostać się do Stoczni Gdańskiej. Właśnie tam w 2000 roku Kolonia się narodziła i pod jej szyldem działały pracownie artystyczne, odbywały się wystawy, performensy, koncerty, projekcje filmów… W 2008 roku musieliście opuścić stocznię. O tamtych czasach „życia sztuką”, kiedy prawie nie opuszczałeś stoczni, nie raz już w wywiadach opowiadałeś. Jestem ciekaw, jak na tereny postoczniowe patrzysz teraz. Bywasz tam? Jaka to jest przestrzeń dla ciebie?

Sylwester Galuschka: Obserwuję tereny postoczniowe. To, co się tam teraz dzieje, jest z jednej strony fascynujące, a z drugiej – niepokojące. Cieszy mnie, że bardzo sprawnie działa klub B90. Ulica Elektryków i Plenum przyciągają w każdy weekend tysiące młodych ludzi. Pojawiają się różne przedsięwzięcia, nieraz małe i lokalne, jak społeczna inicjatywa ogrodnicza Plony, oraz duże, czego przykładem jest 100cznia. W jakimś stopniu uważam te działania za kontynuację tego, co Kolonia – pierwsza oddolna inicjatywa artystyczna działająca na terenach postoczniowych – zapoczątkowała dwadzieścia pięć lat temu. Mam jednak świadomość, że wszystko to dzieje się na gruncie należącym do dewelopera, którego oczywistym celem jest sprzedaż ziemi pod działki budowlane, mieszkalnictwo i inne usługi. Martwi mnie, że stopniowo wyburzana jest tkanka postindustrialna. Oburza mnie, gdy dostrzegam nieumiejętność architektonicznego zadbania o to, co już tam jest. W działaniach Kolonii w latach 2000-2007 bardzo zależało nam na odnoszeniu się do charakteru i kontekstu samej stoczni, jej historii. Dobrym przykładem były działania fotograficzne Michała Szlagi, który dokumentował stoczniowców, tereny postoczniowe, nadając im pewien rys artystyczny. Brakuje mi tego rodzaju twórczego namysłu nad stocznią i zmianami, którym jest poddawana. Być może będzie na to szansa w ramach pewnej nowej inicjatywy.

Sylwester Galuschka

Artysta dźwiękowy i wizualny, twórca i organizator wydarzeń artystycznych w gdańskiej Kolonii oraz prezes Fundacji Kolonia Artystów. Realizuje autorskie projekty oraz tworzy filmy dokumentalne, prace wideo, a także muzykę eksperymentalną i dronową. Założyciel pierwszej w kraju galerii dźwiękowej o nazwie Czarny Pokój. Dyrektor artystyczny festiwalu Open Source Art Festival w Sopocie.

Jakiej?

Miesiąc temu zostałem zaproszony do rady programowej, która ma doradzać miastu w tworzeniu koncepcji nowego miejsca, jakim będzie muzeum sztuki współczesnej.

Nowego muzeum? Przecież dopiero co, właśnie na terenie Stoczni Gdańskiej, powstał NOMUS (czyli otwarte w 2021 roku Nowe Muzeum Sztuki, które stanowi dział Muzeum Narodowego w Gdańsku – przyp. MK).

Jest to właściwe pytanie: po co nam kolejne muzeum? Mamy już takie instytucje jak NOMUS, Muzeum Narodowe, Muzeum II Wojny Światowej. Jednak ta nowa przestrzeń będzie działać interdyscyplinarnie na styku różnych obszarów sztuki i z wektorem skierowanym na lokalne osoby artystyczne.

Przenieśmy się ze stoczni do Wrzeszcza. Interdyscyplinarność wydaje się drugim imieniem Kolonii Artystów.

Mam wrażenie, że obecny kształt Kolonii jest atrakcyjny dla odbiorcy właśnie ze względu na interdyscyplinarność i hybrydowy charakter działań. W lokalu znajduje się galeria i kawiarnia speciality, odbywają się pokazy filmowe, koncerty, spotkania autorskie. Profil dźwiękowy jest zdominowany przez gatunki takie jak ambient czy muzyka dronowa. Ale jeśli lubisz hip-hop, to dostaniesz go w Kolonii w najlepszej, niszowej odsłonie. Możesz wczesnym popołudniem napić się kawy do setu z muzyką elektroniczną, a wieczorem przyjść na koncert noise’owy prezentowany przez wykonawców z Japonii albo posłuchać artystów z trójmiejskiej sceny niezależnej. Staram się żonglować różnymi obszarami sztuki współczesnej, aby grupy społeczne o różnych zainteresowaniach mogły się tu spotykać.

Profil dźwiękowy jest zdominowany przez gatunki takie jak ambient czy muzyka dronowa. Ale jeśli lubisz hip-hop, to dostaniesz go w Kolonii w najlepszej, niszowej odsłonie

rozmowie z magazynem „Szum” trzy lata temu zwracałeś uwagę na zachowania osób odwiedzających Kolonię: „Jesteśmy w centrum, jesteśmy oszyldowani, a jednak z osób przechodzących codziennie ulicą Grunwaldzką wejść do środka decydują się nieliczni. Po przekroczeniu progu niektórzy odwracają się i wychodzą szybko, inni siedzą po kilka godzin. Często słyszę słowa: «Mieszkam tu kilka lat, ale jestem tu pierwszy raz – fajnie, że wreszcie się odważyłem»”. Jak widzisz tę kwestię teraz?

Działamy w tej siedzibie od dziesięciu lat i to jest okres, w którym było kilka ważnych zmian. Pierwsza to wystrój. Zaczęliśmy jako ascetyczna, minimalistyczna przestrzeń, a teraz spotykamy się w miejscu bardziej przytulnym, aczkolwiek nadal przestronnym. W roku 2022 nastąpiła zmiana programowa. Od 2015 dominowała tu sztuka wizualna, krytyczna i konceptualna, a teraz koncentrujemy się na głębokim słuchaniu i galerii dźwiękowej (czyli Czarnym Pokoju – przyp. MK). Zamiast organizować wydarzenia, które były dla określonej, wyselekcjonowanej publiczności, teraz mamy szerszą ofertę. Ona pewnie nadal nie jest skierowana do wszystkich, ale do każdego, kto chociaż trochę interesuje się danym nurtem dźwiękowym czy wizualnym. W ciągu dziesięciu lat dużo się wydarzyło i cały czas poddajemy nasze działania weryfikacji, wyciągamy wnioski. Myślę, że kolejne dziesięciolecie rozpoczęliśmy od bardzo dobrego pytania, które zadajemy sobie oraz szerszej publiczności. Poprosiłem Macieja Salamona o zaprojektowanie i wykonanie muralu na rozpadającej się fasadzie naszego pięknego tarasu z 1954 roku. Napis, który Maciej zaproponował, brzmi: „Na co to komu potrzebne”? To pytanie ma bardzo szeroki kontekst, można o nim myśleć w skali globalnej lub indywidualnej. My pytamy globalnie: na co komu potrzebna sztuka oddolna, czy galerie i kawiarnie artystyczne są jeszcze potrzebne w dzisiejszych czasach, na co komu potrzebne przestrzenie takie jak Kolonia, w których młode osoby twórcze mogą startować ze swoimi projektami?

Kolonia Artystów w 2015 roku. Fot. Sylwester Galuschka
Kolonia Artystów w 2024 roku. Fot. Konrad Gustavski

Ilekroć tu jestem, klientów i klientek nie brakuje.

Bywa tak, że nie ma wolnych miejsc, ale są też takie dni, gdy możesz obejrzeć malarstwo lokalnych osób z ASP, swobodnie napić się kawy, zjeść ciasto, poczytać lub popracować. To bardzo ważne, aby osoby, które cenią sobie otwartość w bezpiecznej i spokojnej przestrzeni do pracy, mogły skorzystać z naszej pełnej oferty.

Kolonia Artystów

Miejsce spotkań będące hybrydą galerii sztuki współczesnej, przestrzeni audialnej, kawiarnianej oraz coworkingowej. Znajduje się w dzielnicy Wrzeszcz, wcześniej działała na terenie Stoczni Gdańskiej. Jest jednym z ciekawszych miejsc artystycznych na mapie Trójmiasta. To miejsce otwarte dla wszystkich, promujące sztukę niszową i niezależną, wspierające i organizujące projekty kulturalne, artystyczne oraz społeczne. Realizuje takie projekty jak „Kanon”, Czarny Pokój, Open Source Art Festival oraz wiele innych. Jest przestrzenią czynną 7 dni w tygodniu. Prowadzony jest tam również concept store z pracami lokalnych osób artystycznych, księgarnia oraz sklep z płytami winylowymi. www.kolonia-artystow.pl

Mnie do Kolonii przywiodła galeria dźwiękowa, o której wspomniałeś, czyli Czarny Pokój – przestrzeń, gdzie prezentujesz zamawiane przez siebie kompozycje w szczególnych warunkach (polegają one na tym, że słucha się ich w całkowitej ciemności, a dźwięki odtwarzane są w systemie kwadrofonicznym – przyp. MK). Od 2022 roku galeria zgromadziła prawie trzydzieści kompozycji, a w tym sezonie od kwietnia do listopada do kolekcji dołącza osiem nowych. Jestem ciekaw, czy na przestrzeni tych paru lat, w miarę jak środowisko artystyczne poznawało Czarny Pokój, zmieniały się reakcje kompozytorów i kompozytorek na twoje zaproszenia.

Podczas pracy nad programem galerii dźwiękowej bazuję przede wszystkim na osobach, z którymi miałem już kontakt – na przykład w ramach koncertów w Kolonii oraz Open Source Art Festival, który od piętnastu lat organizuję w Sopocie. Dobrze pracuje mi się z osobami, z którymi łączy mnie pozytywne porozumienie i dobra relacja. Gdy prezentuję i opowiadam osobom występującym na OSA Festival o Czarnym Pokoju, większość z nich od razu jest zainteresowana udziałem w projekcie.

Ktoś ci odmówił?

Jeszcze nikt, co jest bardzo miłe. Czasem odzywam się w momencie, gdy osoby mają bardzo napięty grafik w związku z zaplanowaną trasą koncertową, wydaniem albumu lub projektem rezydencyjnym. Wtedy przekładamy termin premiery na bardziej dogodny czas. Przygotowanie takiej kompozycji jest bardzo wymagające, ponieważ kompozycja powinna trwać od dwudziestu do trzydziestu minut. Zależy mi, aby praca nad kompozycją do Czarnego Pokoju była przyjemnością dla każdej z zaproszonych osób. Muszę przyznać, że podczas premier odkrywam w sobie te pokłady naturalnego zadowolenia i radości, tej emocjonalności, która motywuje do działania. Utwierdza mnie to w poczuciu, że Czarny Pokój jest potrzebny i że służy przeżywaniu oraz dystrybucji wrażeń. Niby nic się nie zmienia w tym projekcie – to tylko cztery głośniki, jedna sofa i czarna, wygłuszona przestrzeń – ale sercem Czarnego Pokoju są nowe kompozycje. Zaś reakcje, które pojawiają się u osób wychodzących po odsłuchu, to dla mnie siła napędowa, która sprawia, że jestem dumny z tego projektu. Po trzech sezonach mam pewność, że Czarny Pokój jest jedną z najciekawszych form prezentacji i doświadczania sztuki dźwięku w Europie.

Podczas premier odkrywam w sobie te pokłady naturalnego zadowolenia i radości, tej emocjonalności, która motywuje do działania. Utwierdza mnie to w poczuciu, że Czarny Pokój jest potrzebny

Nie zamierzam oczywiście pytać cię o coś „najlepszego”, czego słuchałeś w Czarnym Pokoju. Ale może wśród tych prawie trzydziestu kompozycji są takie, które wspominasz szczególnie? Które czymś cię zaskoczyły?

Dla mnie każda kompozycja jest interesująca. Jestem w wyjątkowej sytuacji, ponieważ mam przyjemność słuchać ich przedpremierowo, jako pierwszy. Skupiam się na tym, co mi się podoba, analizuję każdy ruch dźwięku. To bardzo ciekawe przeżycie. Jeśli bym jednak miał wspomnieć o takich kompozycjach, które są dla mnie ważne, to mogę wskazać tę stworzoną przez Koenraada Eckera. Koenraad jest artystą dźwiękowym urodzonym w Belgii, obecnie mieszkającym w Berlinie. Specjalizuje się w tworzeniu instalacji wielokanałowych, jego prace koncentrują się wokół nagrań terenowych, taktylności dźwięku i paradoksalnych właściwości ciszy, a także narracyjnych możliwości edycji i rozprzestrzeniania się dźwięku. Fascynuje go interakcja pomiędzy środowiskiem akustycznym a zawartymi w nim relacjami społecznymi. Przez lata miał okazję nagrywać lub występować w różnych miejscach w Europie, Afryce, obu Amerykach i Azji, od mroźnych squatów po wilgotne dżungle. Gdy zaprosiłem go do przygotowania kompozycji do Czarnego Pokoju, przebywał na rezydencji artystycznej w Demokratycznej Republice Konga. Koenraad przyjął zaproszenie do projektu i przygotował 29-minutową kompozycję. Połączył różne nagrania terenowe z wypowiedziami po francusku, muzyką i materiałami archiwalnymi, z czego stworzył swobodną narrację dźwiękową. Efekt jest taki, że słuchacz doznaje surrealistycznych wizji.

Niesamowite!

Dla mnie słuchanie tego zapisu to bardzo głębokie przeżycie. Podobny odbiór, ale na innym poziomie, miał turysta z Francji, który pojawił się we Wrzeszczu na kawę i zainteresował się programem Czarnego Pokoju. Wysłuchał kompozycji Eckera i wyszedł ze łzami w oczach. Okazało się, że wychowywał się w Afryce, więc rozumiał wszystkie nagrane rozmowy. Nie oczekiwał, że tamtego dnia swoimi wspomnieniami sięgnie do dzieciństwa. Kompozycją przeciwstawną wobec Eckera – całkowicie wyprodukowaną z użyciem sampli, nieopartą na nagraniach terenowych – ale równie bogatą w emocje jest ścieżka audialna stworzona przez mieszkającego w Paryżu Aho Ssana. Aho studiował sztuki wizualne i potrafi dźwiękiem tworzyć nowe konstelacje planet, symulacje wybuchów na słońcu lub innych, oddalonych od Ziemi przestrzeniach. To wszystko jest bardzo plastyczne, a zarazem unika przeładowania i nie powoduje przemęczenia dźwiękami.

Czarny Pokój. Fot. Sylwester Galuschka

Tych prac można obecnie wysłuchać wyłącznie w Czarnym Pokoju. Rozważasz wypuszczenie ich z tej przestrzeni?

Wołałbym nie. Wszystkie kompozycje zostały przygotowane specjalnie do wnętrza Czarnego Pokoju. Zapominanie widzenia na rzecz słuchania stało się punktem wyjścia dla wielu kompozycji tu realizowanych. Nie czuję potrzeby, aby wysłuchiwać ich w innych warunkach, którym nie są dedykowane. W dobie streamingu wszystkie utwory, o jakich tylko pomyślimy, są dostępne na wyciągniecie ręki. Aby wysłuchać wybranej kompozycji dla Czarnego Pokoju, trzeba wysilić się na przyjazd do Gdańska. Tu nie ma drogi na skróty.

Repertuar Czarnego Pokoju na 2025 rok

Są osoby, które w tym celu specjalnie przyjeżdżają?

Tak. To oczywiście jednostki, nie chodzi przecież o tłumy, które stoją w kolejce. Podczas jednego seansu maksymalnie dwie osoby mogą znajdować się w pomieszczeniu. Dzięki temu słuchanie staje się jeszcze bardziej osobiste, ma wymiar indywidualnego koncertu. Bliżej mi do kameralnych spotkań niż do masowych wydarzeń. Jako kurator lubię przygotowywać coś wyjątkowego, co może zostać zapamiętane na dłuższy okres życia. A na co dzień wszystko dzieje się tak szybko, że nie pamiętamy już naszych myśli. Chodzą mi po głowie różne pomysły na zwiększenie dystrybucji kompozycji z Czarnego Pokoju. Nie jestem jeszcze pewien, które rozwiązanie jest najlepsze. Decyzję podejmę w momencie, gdy kolekcja Czarnego Pokoju będzie już pełna…

Pełna?

Pełna, czyli gdy widownia zostanie nasycona i zatęskni za wcześniejszymi kompozycjami. Wtedy można by pomyśleć o aplikacji, za pomocą której samemu wybierałoby się ze zbioru prace, których chce się posłuchać w Czarnym Pokoju.

A bywa tak, że sam dla siebie jakieś kompozycje odtwarzasz?

Oczywiście.

Które?

Uwielbiam „Everything Tends Towards Chaos and Order” Aleksandry Słyż, ta kompozycja mnie restartuje. Czasem potrzebuję takiej dźwiękowej, oczyszczającej terapii. Chętnie wracam do wspomnianego Eckera. Fascynująca jest też praca Katarzyny Podpory i Maxa Kohyta. Za każdym razem, gdy słucham ich wykonania, coś mnie zaskakuje. Jest to utwór improwizowany, zawierający w sobie dużą ilość sprzężeń zwrotnych i swego rodzaju dotyków dźwiękowych, grę na preparowanym fortepianie oraz sporo ciszy. Te proporcje pomiędzy dźwiękami a ciszą mnie fascynują.

Program koncertów w ramach cyklu „Kanon”

Spotykamy się w momencie, gdy w Czarnym Pokoju kończy się prezentacja spektakularnej kompozycji Martyny Poznańskiej. Premiery w tej przestrzeni są częścią projektu „Kanon”, w jego ramach regularnie odbywają się też koncerty. W kwietniu wydarzyły się dwa: chińskiej artystki Yellow Wasabi i wieczór z solowymi występami Huberta Kostkiewicza, Pawła Doskocza i Jakuba Majchrzaka. Reszta programu koncertowego jest równie ciekawa, cieszy między innymi obecność Tymka Papiora. Moją uwagę szczególnie przykuł jednak październikowy występ duetu Alex Freiheit i Aleksandry Słyż.

Freiheit i Słyż – nieoczekiwane połączenie, prawda?

Bardzo.

Z jednej strony Alex na wokalu, znana z zespołu Siksa, czyli bardzo mocny akcent w tekstach, wręcz punkowy klimat. Z drugiej – emocjonalne, mroczne drony Aleksandry Słyż. Artystki nagrały album, który ukaże się w tym roku i będą razem koncertować.

Widzę, że producent BLKDOT, który niedawno wystąpił w Kolonii z raperem fauxpas, zagra tym razem solo.

W czerwcu BLKDOT wydaje solową płytę, a premiera odbędzie się w ramach „Kanonu”. Uważam, że jest to bardzo zdolny producent, robi świetne sample, które emanują intymną i mocną atmosferą. A występ z fauxpas przeszedł do historii Kolonii, dla większości osób to było zaskoczenie: „Naprawdę? Rapsy w Kolonii”?

Jakościowe rapsy? Bardzo proszę!

Kolonia zawsze była otwarta na nowe projekty.

Większość tegorocznych wydarzeń, o których rozmawiamy, odbyły się bądź odbędą w ramach projektu „Kanon”. Dlaczego taką nazwę wybrałeś?

Lubię gry słowne. Kanon w sztuce i muzyce wyraża ideę harmonii, porządku oraz wybitnych wzorców, które stanowią odniesienie dla twórczości w danej dziedzinie. Jest to zasygnalizowanie czegoś istotnego, zasługującego na uwagę. Nazwa „Kanon” zawiera w sobie także skrót od Kolonii Artystów, a „non” to pierwszy człon „non-governmental organization”. Tego rodzaju zabawy to chyba pozostałość po latach dziewięćdziesiątych, kiedy nazwa musiała coś znaczyć. Inny przykład: wymyśliłem kiedyś cykl prezentacji instalacji artystycznych, który odbywał się pod nazwą „OPEN”. Oczywiście chodziło w nim przede wszystkim o otwartość, ale można było to czytać jako skrót od „Otwarte Projekty Eksperymentów Narracyjnych”. (śmiech)

Katarzyna Podpora podczas występu w Kolonii Artystów (2022). Fot. Sylwester Galuschka
Yellow Wasabi podczas występu w Kolonii Artystów (2025). Fot. Yana Prakopchyk
Yellow Wasabi podczas występu w Kolonii Artystów (2025). Fot. Yana Prakopchyk

Kolejne punkty „Kanonu” są precyzyjnie rozplanowane aż do końca roku. Jak w filharmonii!

To wynika z nowego systemu grantowego, który zaproponowało miasto Gdańsk. Od dawna trwały rozmowy w urzędzie miasta, skłaniające do zmiany wcześniejszego programu grantowego. Uważam, że najlepszym rozwiązaniem dla NGO-sów, które dysponują własną siedzibą, byłby model, w którym nie musimy działać od grantu do grantu, ale mamy stałe finansowanie i możemy stabilnie programować swoje aktywności. W aktualnym systemie grantowym, chcąc otrzymać środki na premiery Czarnego Pokoju i serię koncertów, musiałem już kilka miesięcy temu zaplanować te wydarzenia, aby eksperci w urzędzie miasta mogli ocenić jakość proponowanego programu. W efekcie mamy zapewnione finansowanie na osiem premier w Czarnym Pokoju i osiem koncertów w ramach „Kanonu”. Taka sytuacja wydarza się po raz pierwszy w dziejach Kolonii i jest to ogromny komfort, ale też duży stres. Na przestrzeni roku może się przecież wydarzyć dużo niespodzianek.

Można by się obawiać, że w ten sposób zgubi się pewna spontaniczność działań. Tyle że w przypadku Kolonii tak nie jest, gdyż organizujesz tam wiele innych wydarzeń.

Bardzo zależy mi, by reagować na to, co aktualnie pojawia się na arenie artystycznej. „Kanon” to jest oś, wokół której buduję program, prezentując najświeższe propozycje dźwiękowe i wizualne. Mogę je finansować z przekazywanego co roku 1,5% podatku na naszą fundację oraz ze sprzedaży biletów i działalności kawiarni. Dzięki temu jestem w stanie robić około stu wydarzeń w roku, które są odpowiedzią na to, co aktualne i niesie ze sobą pochwałę różnorodności.

Trafiłem niedawno na bardzo ciekawą rozmowę, którą przeprowadziła z tobą w 2016 roku Małgorzata Żerwe. To był moment, gdy Kolonia w obecnym miejscu istniała rok. Z ostrożną satysfakcją mówiłeś wtedy o niej tak: „Jest już jakiś taki osiągnięty… może nie sukces, ale stopień, [gdzie] to już jest na dobrym etapie”. Od tamtej pory Kolonia się rozwija, przetrwaliście pandemię, lockdown i wysoką inflację. Dobry etap trwa?

Jestem umiarkowanym optymistą. Gdy widzę, że coś jest dobre i trwa, to mam świadomość, że kiedyś musi się skończyć. Jako organizacja pozarządowa buduję program artystyczny w oparciu o konkursy grantowe. W ubiegłym roku wydarzyła się natomiast taka sytuacja, że w pierwszym rozdaniu wszystkie nasze projekty zostały odrzucone. Był to mocny sygnał prowokujący namysł nad tym, jak możemy radzić sobie sami. W ten sposób stworzyłem nowy model finansowy, dzięki któremu mogę część wydarzeń realizować niezależnie od systemu grantowego. Wsparcie ze strony środowiska artystycznego i najbliższych osób działających w otoczeniu Kolonii dodatkowo wzmocniło poczucie, że Kolonia ma znaczenie na mapie miejsc kulturotwórczych w Polsce. Uważam więc, że cały czas się rozwijamy. Nieustannie… trwamy w swobodnym opadaniu ku górze.

Zobacz też

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Najnowsze wpisy

Pełne archiwum