Nie stoimy w miejscu
Maciej Krawiec: W maju odbyła się premiera twojego albumu „Budyń o smaku Mickiewicza”. W sierpniu po raz kolejny jako dyrygent i aranżer pracowałeś przy festiwalu Top of the Top w Sopocie. Na przełomie sierpnia i września byłeś na targach Expo w Japonii. Poprowadziłeś tam dwa koncerty dużych składów, prezentując między innymi skomponowaną przez ciebie suitę „Demonetized and Non-eligible”. To tylko niektóre z twoich niedawnych działań, a dziś spotykamy się u progu jesieni – pory roku, która zwykle obfituje w koncerty i festiwale. Pewnie także to odczujesz?
Nikola Kołodziejczyk: Zdecydowanie tak. W tym roku to spektrum działań jest wyjątkowo szerokie. Odbędzie się jedno z ostatnich przedstawień baletu „Kryptonim 27”, do którego napisałem muzykę. Ukaże się kilka albumów z moim udziałem. Tworzę też ścieżkę dźwiękową do gry komputerowej… Mam więc okazję do rozwijania wielu moich zainteresowań.
Jak na tym tle rysuje się twoje zaangażowanie w Studio Jazzowe Polskiego Radia? Ten niezwykły skład, po czterdziestu pięciu latach przerwy, został w 2023 roku reaktywowany. Grupa działa teraz pod twoim kierownictwem. Macie za sobą parę występów i przed wami kolejny: 5 października w katowickim NOSPR.
To, że mam możliwość współtworzenia Studia w nowej odsłonie, to z jednej strony duża odpowiedzialność, a z drugiej – ogromna przyjemność. Gdy Polskie Radio zgłosiło się do mnie z propozycją, by reaktywować ten zespół, czułem euforię. Takie zespoły nie rodzą się na kamieniu. Nie byłoby go, gdyby nie determinacja Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego – jednego z naszych najważniejszych bandliderów. Przez Studio przewinęli się najlepsi muzycy tamtych czasów – jazzowi i nie tylko. Powstał bardzo interesujący repertuar. Wielka szkoda, że po zmianach ustrojowych taki zespół przestał funkcjonować, ale na szczęście są osoby, które obecnie starają się tę ideę wskrzesić.
Jak opisałbyś ideę Studia?
Chodziło przede wszystkim o to, by to był zespół warsztatowy, w ramach którego muzycy mogli pisać nowe utwory i eksperymentować. Studio skupiało bardzo zdolnych artystów. Wielu z nich później wyjeżdżało za granicę i stawało się towarem eksportowym naszego jazzu. W Studiu mieli pole do swobodnego tworzenia, w wyniku czego powstało wiele wybitnych kompozycji.
Podczas pierwszego koncertu reaktywowanego Studia (można go obejrzeć tutaj – przyp. MK) skupiliście się na prezentacji części z nich.
Wtedy chcieliśmy pokazać, co mamy w zanadrzu i czym kiedyś było Studio. Ono nie grało przecież przez prawie pięćdziesiąt lat! Podczas tamtego koncertu zależało nam, by pokazać szeroki wachlarz działań Studia: użycie live electronics, zabawę z taśmą, free jazz, ale także muzykę mainstreamową, funkową, bardziej wesołą. To różnorodny repertuar i na wysokim poziomie. Jako że nacisk kładziono na ciągłe pisanie nowych utworów, dużo z tych materiałów zagrano tylko raz. Dlatego mało kto może wiedzieć, że na przykład Tomek Stańko – kojarzony głównie z jego kwintetem czy kwartetami – napisał kilkanaście kompozycji na duże składy. Utwory, które stworzył dla Studia, są bardzo ciekawe. Świadczą o tym, że Stańko, pisząc je, nie ograniczał się, ale faktycznie eksperymentował. Muszę przyznać, że ja sam byłem zaskoczony – w trakcie przeglądania archiwów – jak niektóre z tych partytur są dobre, współczesne i w jakim stopniu działają na wyobraźnię. To świetnie napisane materiały: pokazują wysokiej klasy warsztat, co trudno przekazać następnym pokoleniom. Z własnego doświadczenia wiem, że na akademiach w Polsce uczymy się partytur amerykańskich i hołubimy je. One są oczywiście znakomite, ale okazuje się, że oto w Polskim Radiu mamy równie jakościowe materiały: świetnie napisane orkiestracyjnie, ciekawe koncepcyjnie, z bardzo dobrym prowadzeniem głosów. Mam nadzieję, że w przyszłości uda się stworzyć jakąś inicjatywę, która przywróci te partytury do obiegu kulturalnego czy akademickiego.
Mimo tego, że w archiwum Studia jest prawie dwieście partytur, nie ograniczacie się do wykonywania ich. Gracie także nowy repertuar.
Bardzo zależało mi na tym, byśmy nie popadli w nadmierny zachwyt nad archiwum, które mamy. Nie chcemy budować mauzoleum jazzu. Podczas każdego kolejnego koncertu prezentujemy wybrane kompozycje z dawnych lat i to jest istotna część naszej działalności, ale założenie jest takie, by połowa materiału zawsze była nowa. Fakt, że Studio znowu gra i może tu i teraz pokazywać nowe talenty, również jest dla mnie bardzo ważny. W naszym kraju brakuje przestrzeni, w ramach której kompozytorzy i kompozytorki mogą pisać na duży skład. Studio póki co daje przynajmniej namiastkę takiego działania.


Co masz na myśli?
Polskie Radio, z którym w sposób naturalny Studio jest związane, znajduje się teraz w trudnym, przejściowym okresie pod względem prawnym. Instytucja nie ma narzędzi, by wziąć nas pod swoje skrzydła w sensie instytucjonalnym, co bardzo ułatwiłoby nam działanie i tworzenie. W idealnym świecie bylibyśmy częścią struktury Polskiego Radia, mielibyśmy biuro i ludzi odpowiedzialnych za to, byśmy grali jak najwięcej koncertów. To jest obecnie niemożliwe, ale pomimo tego zespół funkcjonuje, gramy jeden-dwa koncerty rocznie. Przy okazji każdego z nich powstają nowe utwory, które wybrzmiewają w stosownej oprawie i ma to odpowiednią rangę.
Inicjując powstanie utworu, przekazujesz kompozytorowi albo kompozytorce jakieś oczekiwania? Czas trwania albo instrumentarium?
Nie ma żadnych ograniczeń. Moje zadanie polega na zachęcaniu muzyków, którzy na co dzień nie zajmują się tego rodzaju komponowaniem, by podjęli się wyzwania. Mam na myśli osoby, które moim zdaniem mają dobry gust, a brakuje w ich twórczości kompozycji na duży skład. Jeśli jest potrzeba, by taką osobę uspokoić, to ją uspokajam. Nieraz należy coś technicznie poprawić w utworze, więc też się tym chętnie zajmuję. Czasami trzeba coś wyprowadzić na taki tor, by całość brzmiała w pełni profesjonalnie. Nigdy jednak nie mieszam się do koncepcji i intencji osoby komponującej.
Nikola Kołodziejczyk
Kompozytor, aranżer, dyrygent i pianista. Asystent na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Absolwent Akademii Muzycznej w Katowicach na kierunkach fortepian jazzowy (dr hab. Wojciech Niedziela) oraz kompozycja i aranżacja (prof. Edward Anthony Partyka). Oba kierunki ukończył z wyróżnieniem. Beneficjent Berklee College of Music World Scholarship Tour. Wśród jego kompozycji są suity koncertowe: m.in. „Chord Nation” na orkiestrę jazzową oraz „Barok Progresywny” na instrumenty historyczne, ludowe i współczesne. Jako dyrygent współpracował z takimi orkiestrami jak Orkiestra Filharmonii Szczecińskiej, Orkiestra NFM Leopoldinum (wraz z Vijay Ijer Trio), Orkiestra Filharmonii Łódzkiej i innymi. Współtwórca Konglomerat Big Band oraz zespołu Stryjo. Zdobywca wielu nagród, wśród których są dwa Fryderyki za albumy „Chord Nation” i „Barok Progresywny”. Nagradzany również na licznych konkursach: Transatlantyk Instant Composition Competition, a także na Bielskiej Zadymce Jazzowej, Krokus Jazz Festival, Jazz Juniors i in. Strona internetowa artysty
Czy to ty decydujesz o składzie zespołu na dany koncert? Konsultujesz się z kimś z Radia?
Mam na tym polu sporą wolność, choć oczywiście kontaktuję się zawsze z osobami z Radia. Czuję wsparcie dyrektora Programu Drugiego Polskiego Radia, a także takich redaktorów jak Andrzej Zieliński i Roch Siciński. To osoby znane w środowisku jazzowym, dziennikarze zorientowani w temacie Studia, a także aktywni jako działacze. Zależnie od tego, gdzie Studio ma wystąpić i jaki ma być charakter koncertu, zastanawiamy się nad repertuarem i składem. Jako że tych występów nie ma wiele, chcemy wprowadzać pewną rotację z zespole, by widownia mogła słuchać za każdym razem trochę innego składu. Mam w tych wszystkich kwestiach pewną autonomię, za co jestem wdzięczny, ale decyzje podejmowane są w toku rozmowy.
Porozmawiajmy o najbliższym koncercie – tym w Katowicach. Wystąpi ponad dwadzieścioro artystów i artystek, a w gronie solistów znajdzie się wybitny puzonista Samuel Blaser. W zapowiedzi można wyczytać, że zabrzmią między innymi utwory Włodzimierza Nahornego. W pięciopłytowym boksie z muzyką Studia, który pięć lat temu wydało Polskie Radio, znalazłem jego dwie kompozycje: „Boleść” i „Wam jest do śmiechu, mnie nie”. Skupicie się na nich, czy zabrzmią jeszcze inne utwory Nahornego?
Te dwa zagramy, ale znaleźliśmy jeszcze cztery inne, które albo nie zostały wydane, albo były wykonane tylko raz. Mam poczucie, że najlepiej znana jest piosenkowa twórczość Nahornego, a tutaj będziemy mieć do czynienia z instrumentalnymi, bardziej jazzowymi formami. Wystąpi doborowy skład muzyków – między innymi Aga Derlak, Maciek Obara, Tomek Dąbrowski… Będziemy mieli dwóch perkusistów – Miłosz Berdzik zagra na zestawie perkusyjnym, a Qba Janicki na elektroakustycznej perkusji własnej konstrukcji. Będzie też z nami DJ Eprom – jeden z bardziej uważnych producentów hip-hopowych w Polsce, uznany artysta, który dużą estymą darzy polski jazz. Pomysł na jego działanie jest taki, że gdy my będziemy wykonywali kompozycje Nahornego, DJ Eprom będzie na żywo tworzyć remiksy z archiwalnych nagrań, do których miał dostęp. Będzie więc grał trochę z nami, a trochę przeciwko nam. (śmiech) Pokazanie, jak DJ może konwersować z tak dużym składem, jest potencjalnie bardzo ciekawe.
A nowe utwory?
Premierowo zagramy kompozycje Piotra Damasiewicza, Tomka Dąbrowskiego, Maćka Obary, Kasi Pietrzko, Marty Wajdzik, Roberta Wypaska, a także jeden mój utwór. Część z tych osób wystąpi na estradzie, ale na przykład Piotra i Kasi z nami nie będzie. To nie jest problem, gdyż nie chcemy się zamykać tylko na te osoby, które mogą wystąpić danego wieczoru. Przede wszystkim chodzi tu o to, by rozruszać kompozytorsko nasze środowisko.

Ambitne plany!
Tak, ale mam świadomość, że jesteśmy w stanie zrobić to jedynie w niewielkim stopniu. Prawdę mówiąc, takich zespołów jak Studio powinno być w naszym kraju co najmniej kilka. Wtedy każdy z nich mógłby zajmować się trochę czymś innym i pokazywać to, co wartościowe w naszej kulturze.
Zależy ci, by Studio było wehikułem treści nowych, bliskich twórcom oraz twórczyniom tu i teraz. Na chwilę chciałbym jednak jeszcze wspomnieć o historii: o „Ptaszynie” i muzykach, którzy współpracowali z nim w Studiu przed laty. Rozmawiałeś z nimi na ten temat?
Niestety nie miałem okazji konsultować się z „Ptaszynem” w kontekście Studia. Swego czasu był pomysł, byśmy obaj wzięli udział w panelu dyskusyjnym na ten temat, ale to nie doszło do skutku. „Ptaszyn” z powodów zdrowotnych nie mógł też być na naszym pierwszym koncercie w charakterze gościa. (Występ odbył się w lutym 2023, zaś Jan „Ptaszyn” Wróblewski zmarł w maju 2024 – przyp. MK) Natomiast ja poznałem „Ptaszyna” dużo wcześniej. Był osobą, która od samego początku mojej drogi artystycznej mnie wspierała. Interesował się moją muzyką, puszczał ją w radiu, chwalił, co było wtedy dla mnie niesamowitym zastrzykiem odwagi. Na pewno po części zawdzięczam „Ptaszynowi” moją karierę bandlidera dużych składów. Ma to więc dla mnie wymiar symboliczny, że mogę teraz prowadzić Studio Jazzowe Polskiego Radia, które on tworzył. O samym zespole więc nie rozmawialiśmy, podobnie zresztą jak nie dopytywałem o Studio innych starszych muzyków. Wolałem podejść do tematu na świeżo i po swojemu. Na tyle jednak wniknąłem w obszerne archiwalia i liczne wypowiedzi „Ptaszyna”, że mam w miarę dobre pojęcie o tym, czym tamta grupa miała być.
A czym ta grupa ma być teraz?
Dużym zespołem, który pokazuje różnorodne możliwości. Takim, który łączy środowisko jazzowe w Polsce, jest za każdym razem świeży, nowy i nie stoi w miejscu.
Zobacz też

Różnorodność atutem

Po swojemu

Komentarze