Pośmiejmy się z piszących o jazzie
„Osoba pisząca o jazzie jako obiekt żartów. Od studium przypadku po próbę syntetycznego ujęcia”. Czy interesowałoby was wystąpienie na taki temat? Chodzi mi on po głowie od paru dni, kiedy to miałem okazję przysłuchiwać się kilku referatom na konferencji „Jazz w kulturze polskiej” na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pod koniec wydarzenia atmosfera była bardziej swobodna, a tematyka wystąpień – lżejsza i głównie autopromocyjna. I właśnie wtedy, w trakcie dyskusji po którymś z referatów, jeden z profesorów z rozbrajającą szczerością obśmiał pomysł „zarabiania z pisania o jazzie”. Gdy czytam ostatnich pięć słów, faktycznie brzmią one same w sobie jak żart. Czy tak musi być? Są przecież tytuły i instytucje, które za rzetelne pisanie o muzyce improwizowanej płacą nie w biletach i „prestiżu”, ale w złotówkach. Jest ich jednak niewiele, a w środowisku do tego stopnia przyzwyczajono się do niepłacenia za pracę dziennikarską, że taki gorzki żart uderzył w czułą strunę. Tym bardziej, że padł z ust filologa i naukowca, który żyje między innymi z pisania.
W większym stopniu bawi mnie okoliczność, że autor żartu jest współredaktorem wydanego z pompą albumu z okazji 50-lecia kaliskiego Festiwalu Pianistów Jazzowych – publikacji, w której… prawie nie ma tekstów. Nie wykorzystano tej okazji do dokładnego omówienia historii imprezy, zebrania wspomnień, krytycznego spojrzenia na jej dorobek. Ponoć takie były plany, ale nie starczyło czasu. Skupiono się na aspekcie wizualnym i prezentacji archiwalnych – nieraz bardzo interesujących – zdjęć, przez co wydawnictwo nazywane jest „esejem fotograficznym” albo „photobookiem”. Czy to adekwatna publikacja na jubileusz jednego z najstarszych festiwali w Polsce? Na pewno jest ona nietypowa i warta przejrzenia, ale wielka szkoda, że zabrakło i rzeczowych artykułów, i bardziej czytelnej prezentacji podpisów zdjęć.
Być może trzeba się przyzwyczaić do tego, że nawet na konferencjach czy podczas paneli dyskusyjnych podchodzi się do krytyki jazzowej bez powagi. Inny przykład to niedawna V Konwencja Muzyki Polskiej, gdzie odbyła się między innymi debata pod tytułem „Polish Jazz? YES! – czyli jak jest z polskim jazzem i jazzem w Polsce” (początek panelu dostępny pod tym linkiem, a tematykę dziennikarstwa poruszono od tego momentu). Prowadzący, który zajął się zagadnieniem mediów jazzowych, wspomniał o trzech tytułach. Z dwoma z nich sam jest blisko związany, a trzeci to „Jazz Forum”. Pozostałych przestrzeni dedykowanych jazzowi (a więc portali, stacji radiowych czy blogów) nie wymienił, sprowadzając je do wspólnego mianownika „rozdrobnionych mediów”. Imponująca sumienność w prezentowaniu tematu, prawda?
Zaintrygowały mnie też te jego słowa: „Kiedyś, gdy jedynym istniejącym magazynem było »Jazz Forum« ze wspaniałą historią, to recenzja miała swoją wagę. W tej chwili recenzję może napisać każdy”. Wyczuwam w tej wypowiedzi ubolewanie, że obecnie w czasach medialnego rozdrobnienia artykuły nie brzmią tak doniośle, jak kiedyś. Interpretuję ją tak: osób piszących jest za dużo, a próg wejścia do zawodu – zbyt niski. Problem w tym, że mówi to osoba, która od lat wpuszcza do swoich mediów pasjonatki i pasjonatów – nieraz bez profesjonalnego doświadczenia – którzy godzą się na bezpłatne pisanie tekstów i przygotowywanie audycji (byłem w tym gronie). Skoro więc, korzystając z nieopłacanej pracy tylu osób, buduje się własne media, to może wypadałoby docenić ich działania zamiast widzieć w tym problem? Dostrzegam też lepsze rozwiązanie: zmniejszyć liczbę artykułów i audycji, podzielić się dostępnymi finansami z ich autorami i autorkami, wprowadzając w ten sposób sensowne standardy. Może nad tym warto by kiedyś podebatować?
Wrócę jeszcze na chwilę do mojej wizyty w Krakowie z poprzedniego tygodnia. W jej trakcie miałem okazję nie tylko uczestniczyć w konferencji naukowej, ale także byłem gościem Mery Zimny w radiu Jazzkultura. Rozmawialiśmy – a jakże – o dziennikarstwie jazzowym i naszym podejściu do tego zawodu. Jak definiujemy swoją rolę? Czy warto pisać krytyczne recenzje, skoro artystom i artystkom może zrobić się przykro? Jakie są nasze motywacje, by się tym zajmować? Dlaczego ważne jest, by dyskurs o jazzie był jak najszerszy?
W drugiej części audycji skupiliśmy się zaś na prezentacji wydanej w tym roku muzyki, która wywarła na nas szczególne wrażenie. Wśród moich wyborów znalazło się kilka płyt, o których pisałem w cyklu tekstów „Piątka na piątek”. Były to albumy „Eir” tria Anni Kiviniemi, „Cloudward” Mary Halvorson, „Polonez” kwartetu Lumpeks oraz „A Monster Is an Animal You Haven’t Met Yet” duetu Angelica Sanchez / Chad Taylor. Z kolei Mery zaproponowała muzykę składów Ziemia, The Individual Beings i Polski Piach. Jakże miło było wspólnie utwory tych grup zapowiadać, odtwarzać je, a następnie komentować!
Wiązało się to z o wiele większą przyjemnością niż słuchanie cytowanego żartu czy fragmentów panelu dyskusyjnego odnośnie mediów muzycznych w Polsce. Cóż, pozostaje obserwować te rozmaite elementy pejzażu jazzowego w naszym kraju, wyrabiać sobie na ich temat zdanie i… dalej robić swoje.
Komentarze