ImproSpot

Różnorodność atutem

Młode grupy proponują często więcej jakości niż znane zespoły, będące na rynku od lat. Trzeba dać przestrzeń także innym, którzy pojawili się dopiero teraz, a też rozwijają polską kulturę. Jest tyle dobrych, nowych zespołów, które prawie nie występują: grają jeden, dwa koncerty i potem cisza
Młode grupy proponują często więcej jakości niż znane zespoły, będące na rynku od lat. Trzeba dać przestrzeń także innym, którzy pojawili się dopiero teraz, a też rozwijają polską kulturę. Jest tyle dobrych, nowych zespołów, które prawie nie występują: grają jeden, dwa koncerty i potem cisza
Natalia Kordiak
Natalia Kordiak
rozmawia Maciej Krawiec
rozmawia Maciej Krawiec

Maciej Krawiec: Gdy umawialiśmy się na wywiad, odpowiedziałaś: „Nie lubię wywiadów. Lubię rozmowy”. Od razu przypomniał mi się wywiad z Kubą Więckiem i Piotrem Orzechowskim, którego kilka miesięcy temu udzielili „Gazecie Wyborczej” przed warszawskim festiwalem Kontrast (właściwa nazwa to kxntrst, co należy wymawiać „kontrast”; dla klarowności będę zapisywał tu nazwę fonetycznie – przyp. MK). Choć współorganizowałaś to wydarzenie z nimi, nie wzięłaś udziału w tamtej rozmowie.

Natalia Kordiak: Nie wzięłam udziału dlatego, że nie było mnie wtedy w Warszawie. Byłam akurat w Paryżu w pracy. Podjęliśmy wspólną decyzję, żeby tylko oni udzielili tego wywiadu.

Wyszło trochę niezręcznie. Z jednej strony jest mowa o trojgu artystów, którzy robią festiwal. Z drugiej – nie dość, że w rozmowie czytamy jedynie wypowiedzi Kuby i Piotra, to jeszcze tylko oni są na zdjęciach.

Nigdy nie miałam wywiadu w „Wyborczej”, nie wiedziałam, jak to się odbywa. Nie byłam świadoma, że na takie spotkanie przychodzi też fotograf. Cóż, wyszło, jak wyszło. Gdy jakiś czas później wracaliśmy z rozmowy z Piotrem Metzem, do chłopaków przyszła wiadomość o tytule, którym opatrzono ich wywiad w gazecie drukowanej. I wszyscy zaczęliśmy się śmiać…

Jak brzmiał ten tytuł?

„Jazz staje się sexy”. To nie były słowa ani Piotra, ani Kuby, tylko dziennikarza (Stanisława Słowińskiego – przyp. MK). Zaczęliśmy się śmiać, bo jak inaczej mogliśmy zareagować? Poprosiliśmy o zmianę, bo żadne z nas nie chciało, by takie hasło pojawiło się w kontekście festiwalu, który robimy pierwszy raz i którego ideą w ogóle nie było to, by jazz stał się sexy. W tamtym wywiadzie w ogóle było bardzo mało o Kontraście – o tej platformie, którą chcieliśmy budować – a więcej o wcześniejszych dokonaniach Piotra, Kuby, o ich muzyce…

Natalia Kordiak

Wokalistka, improwizatorka, kompozytorka i edukatorka. Artystka eksplorująca, posługująca się własnym językiem improwizacji. Liderka zespołu Natalia Kordiak Quintet, z którym nagrała dwie płyty („Bajka” z 2019, wyd. Hevhetia – nominowany do nagrody Fryderyk; „Ytinamuh” z 2023, wyd. Fundacja Słuchaj!). Razem z Anną Gadt, Martą Grzywacz i Gosią Zagajewską współtworzy Voice Act, który ma na koncie album „Voice Act” (2024, wyd. Fundacja Słuchaj!). Członkini zespołu Macieja Kądzieli LUNAMË oraz sekstetu Anny Jopek. Od kilku lat Kordiak podróżuje po Azji i Europie, koncertując oraz prowadząc warsztaty w ramach rezydencji artystycznych. Występowała na wielu scenach muzycznych i festiwalach w Polsce (m.in. NOSPR, Jazz Jantar, Jazz Juniors i Voicingers) oraz za granicą (Anglia, Chiny, Czechy, Dania, Francja, Holandia, Indie, Łotwa, Wietnam i in.). W latach 2023-2024 była artystką-rezydentką w Swarnabhoomi Academy of Music w Chennai w Indiach. Przez wiele lat współpracowała z Filharmonią Narodową w Warszawie. Kordiak była także koordynatorką polskiej edycji festiwalu Voicingers, a także współorganizowała międzynarodowy Jazzbus Showcase (2022). Była współorganizatorką pierwszej edycji kxntrst music festival (2024). Absolwentka „Bednarskiej” oraz Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, gdzie uzyskała tytuł licencjata i magistra. Obecnie jest doktorantką Szkoły Doktorskiej Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi.

O twojej nominacji do Fryderyka też.

To akurat nie ma i nie miało żadnego znaczenia tak naprawdę. Brakowało mi bardzo artykułów o Kontraście, które próbowałyby dociec, o co tak naprawdę chodziło. Po co my się za to wzięliśmy? Skąd Kuba Więcek, Piotr Orzechowski i ja w jednym projekcie? Co to jest za połączenie w ogóle?

No, oni grają ze sobą.

Tak. A jak ja się tam znalazłam? Nikt o to nie zapytał.

No to ja zapytam. Jak się tam znalazłaś?

(śmiech) Dziękuję! Relacja Piotra i Kuby jest oczywista i czytelna, więc przez długi czas żartowałam sobie, że ja tam jestem przez przypadek. Cała inicjatywa wytwórni kxntrst urodziła się w głowie Kuby, natomiast z Piotrem znam się od dłuższego czasu. Mamy za sobą sporo rozmów na temat tego, jak widzimy sztukę, twórców i świat, który nas otacza. Ostatecznie to od niego wyszła propozycja, by w oparciu o wytwórnię stworzyć platformę różnych aktywności: artystycznych, edukacyjnych i intelektualnych. Zgodziłam się od razu, bo zależy mi na działaniach twórczych, organizatorskich w zakresie propagowania muzyki jakościowej, rozmów i wzbogacania edukacji muzycznej.

Wytwórnia powstała w 2023 roku. W jej katalogu są cztery albumy: zespołu Hoshii, Kuby Więcka z raperem Kozą, składu Deux Lynx (czyli duetu Miłosza Berdzika z Adamem Jędrysikiem – przyp. MK) oraz Ignacego „Synthezaura” Matuszewskiego.

Dokładnie. Natomiast rozmowy o dalszych krokach rozpoczęliśmy jeszcze w trakcie mojego pobytu w Indiach rok temu. Zaproponowałam, by festiwal był tym gestem, którym damy sygnał, że zaczynamy działać. Na stronie można było przeczytać: „kxntrst to inicjatywa ideowa trzech osób tworzących muzykę: Kuby Więcka, Natalii Kordiak i Piotra Orzechowskiego (Pianohooligana). Bardzo się różnimy i kontrastujemy ze sobą”. Czas pokazał, że faktycznie się różnimy – może nawet bardziej, niż myśleliśmy. Ale od początku przyświecała nam idea pokazywania jakości: na poziomie muzycznym, rozmów na forum, organizowanych przez nas warsztatów, a także identyfikacji wizualnej, za którą była odpowiedzialna Jagna Firek. To staraliśmy się ukazać tak, jak potrafiliśmy najlepiej.

Wspomniałaś o tym, że brakowało ci pogłębionych artykułów o waszym festiwalu. Pewnie po prostu nie mieliście szczęścia, by na widownię trafił ktoś, kto akurat miałby motywację, kompetencje, przestrzeń medialną i czas, by przelać na papier swoje przemyślenia na temat Kontrastu.

Pojawiła się chyba tylko jedna relacja i byłam smutna, jak ją przeczytałam.

Gdzie się ukazała?

W „Jazz Forum”. Autor (Mateusz Zawadka – przyp. MK) wspomniał o czterech koncertach, ale nie było mowy o debiutantach, o tych perełkach, na ekspozycji których szczególnie mi zależało. O „Synthezaurze”, o Stefanie Wesołowskim, o Deux Lynx… W jednym zdaniu wspomniał o panelach dyskusyjnych i warsztatach, a aspekt edukacyjny – obok debiutów – był dla mnie najważniejszą kwestią na Kontraście. Piotr wymyślił tematy paneli dyskusyjnych, w trakcie których chcieliśmy rozmawiać o ważnych sprawach: o rynku muzycznym, produkcji, brzmieniu, działalności wydawniczej. Przeprowadziłam warsztaty (tytuł: „Circle singing – Improwizacja głosem, ciałem, oddechem” – przyp. MK) i byłam zachwycona, że pojawiły się osoby z Warszawy, Łodzi, Wrocławia… Poruszyliśmy tematy bel canto, budowania ładnych harmonii, ale też otwierania głosu, dysonansów, darcia się, najróżniejszych sposobów na wykorzystanie głosu. To była dla mnie duża wartość.

Natalia Kordiak w trakcie warsztatów na kxntrst music festival. Fot. Aleksandra Mleczko

To nie był festiwal jazzowy: zaproponowaliście dużą rozpiętość stylistyczną.

Ta różnorodność miała być atutem. Chcieliśmy zaprezentować różne zespoły – również takie, w których sami występowaliśmy – ale szczególnie zależało nam na premierach i debiutach. Młode, nowe grupy proponują często o wiele więcej jakości niż dobrze znane zespoły, które są na rynku od lat. Dlatego postawiliśmy na świeże projekty i pomysły. Jeśli dla kogoś to był jazz – świetnie. Jeśli nie – też dobrze.

Będzie druga edycja Kontrastu?

Ze smutkiem muszę stwierdzić, że nie.

Dlaczego?

Myślę, że organizacja takiego wydarzenia nas przerosła. Dla Piotra i Kuby to było pierwsze takie doświadczenie i rozumiem, że to miało prawo nas trochę przytłoczyć. Powinniśmy byli zaprosić kogoś do pomocy. W tym miejscu pozdrawiam organizatorów przedsięwzięć muzycznych i trzymam za was kciuki. Jako muzycy powinniśmy częściej doceniać waszą pracę i głośno to artykułować.

Plakat kxntrst music festival. Projekt: Jagna Firek

Twoje wcześniejsze doświadczenia tego typu były związane z warsztatami Voicingers?

Głównie tak. Współorganizowałam polską część międzynarodowego showcase’u Hevhetia Jazz Bus 2021, a także polską edycję rok później. W jej ramach odbywały się warsztaty, koncerty, część showcase’owa, a także jam sessions. Wszystko działo się na Śląsku, w Żorach w MOK-u oraz w Zabrzu w Kopalni Guido, gdzie razem z chłopakami z Product May Contain zwoziliśmy rośliny doniczkowe szolą (czyli kopalnianą windą – przyp. MK)! (śmiech) Mniej więcej wiedziałam, jak tworzy się takie wydarzenia. Piotr i Kuba zaangażowali się tak, jak potrafili, i dużo im zawdzięczam, ale w pewnym momencie uznałam, że muszę robić jeszcze więcej. W efekcie wzięłam na siebie obowiązki organizatorki, koordynatorki, a do tego prowadziłam warsztaty i grałam koncert (w ramach kwartetu Voice Act z gościnnym udziałem Jima Blacka – przyp. MK). To był błąd i duża nauka dla mnie. Gdy w przyszłości będę coś organizować, nie mogę angażować się stricte artystycznie w takie wydarzenie. By występować, potrzebuję zdecydowanie więcej komfortu psychicznego, a intensywność obowiązków podczas Kontrastu wprowadziła mnie w skrajnie odmienny stan. Na koncert z Jimem niemalże… wbiegłam. Po całym dniu ustawiania stage planów, gaszenia pożarów, dopiero przed wejściem na estradę zatrzymałam się i dałam sobie możliwość oddechu. To, swoją drogą, przełożyło się w ciekawy sposób na muzykę, która powstała. Zagraliśmy dobry koncert, a ja pokazałam się z innej strony niż zazwyczaj. Bo były we mnie inne emocje.

Jak wspominasz spotkanie z Jimem Blackiem?

To jest człowiek, który skradł moje serce. Przyjechał do Warszawy na jedną dobę, miał akurat lukę w swojej europejskiej trasie. Tego samego dnia poprowadził warsztaty (tytuł: „Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o rytmie, ale baliście się zapytać” – przyp. MK) i zagrał z nami koncert. Gdy przychodziłam do niego i pytałam, czy wszystko w porządku, czy czegoś nie potrzebuje, powiedział do mnie w końcu: „Natalia! Gramy dzisiaj koncert. Pooddychaj trochę”. Miał w sobie dużo empatii. Z kolei jeśli chodzi o nasz występ, to spodziewałam się, że Jim spowoduje jakiś krach w tym zespole. A tak nie było.

Krach? Co masz na myśli?

Głównym założeniem Voice Actu jest głos w swoim pierwotnym wyrazie, bez wsparcia ze strony instrumentów i udziału elektroniki. A podczas tego koncertu zdecydowałyśmy się jednak na kooperację. Akustyczne głosy z łatwością łączą się, wybrzmiewają, pojawiają się i gasną, istnieją wspólnie, zachowując swoją autonomię. Dlatego też decyzja połączenia nas z perkusją mogła spowodować stłamszenie akustycznego brzmienia czterech głosów. Był to pierwszy koncert Voice Actu, który wykonałyśmy w połączeniu z instrumentalistą. Cieszę się, że był to Jim, którego słucham, obserwuję i podziwiam od wielu lat. Ostatecznie okazało się, że to było dobre połączenie. Podczas soundchecku Jim podszedł do nas i zapytał, jaki jest plan. Na to my się uśmiechnęłyśmy: „Nie ma planu”! Wcześniej sądziłam, że rozrysujemy jakąś mapę koncertu, ale zgodnie uznałyśmy, żeby tego nie robić. Grało nam się wspaniale. Jestem wdzięczna Kubie (Więckowi – przyp. MK), że wpadł na taki pomysł. Chyba mogę już powiedzieć, że ten koncert zostanie wydany. Jim się zgodził i bardzo się z tego cieszę.

No proszę! Będzie to więc konkretny owoc waszego festiwalu.

Gdyby nie Kontrast, pewnie nie doszłoby do takiej współpracy, bo nie mielibyśmy możliwości finansowania.

Marta Grzywacz, Gosia Zagajewska, Natalia Kordiak i Anna Gadt (Voice Act), a za nimi Jim Black. Fot. Aleksandra Mleczko
Jim Black w trakcie prowadzenia warsztatów. Fot. Aleksandra Mleczko

Wspomniałaś, że nie będzie kolejnej edycji. A może będzie? Może się spotkacie z Kubą i Piotrem za jakiś czas i powiecie sobie coś w rodzaju: „Wymyśliliśmy atrakcyjną markę, odbyły się dobre koncerty, wytworzyła się fajna twórcza energia. Spróbujmy jeszcze raz, ale już z właściwym wsparciem logistycznym, promocyjnym”.

Teraz nie potrafiłabym sobie tego wyobrazić. Zależy mi bardzo, żeby takie wydarzenia jak Kontrast odbywały się. Żeby artyści i artystki zyskały platformę do spotkania się, dyskusji, wymiany i zrobienia czegoś, co nie jest kolejnym festiwalem jazzowym, gdzie grają ciągle te same osoby. To doświadczenie było jednak na tyle trudne, że parę miesięcy zajęło mi dojście do siebie. Zabrało mi wręcz myśl twórczą, chęć do tworzenia, serce do grania…

Aż tak?

Od początku tego roku pod względem artystycznym zrobiłam bardzo mało, a wcześniej zajmowałam się wieloma rzeczami, ale nie pracowałam nad własną muzyką. W maju zeszłego roku wróciłam z Indii, gdzie przez ponad pół roku zajmowałam się uczeniem śpiewu i teorii, poznawałam muzykę karnatycką. Podróżowałam z przyjaciółmi stamtąd po całych Indiach, doświadczając kultury, dźwięków i serdeczności, którą ten kraj emanuje. Po miesiącu wyjechałam do Chin, gdzie spędziłam trzy tygodnie. Śpiewałam koncerty solo w kilku miastach i codziennie prowadziłam zajęcia z wokalistami. Z Chin poleciałam z kolei do Tallina, gdzie odbyły się tygodniowe warsztaty wokalne. Przyszedł sierpień i trzeba było zacząć organizację Kontrastu. Byłam tak zajęta, że w pewnym momencie pomyślałam: „Nie mam serca do kwintetu” (czyli głównego zespołu prowadzonego przez Natalię od 2018 roku, z którym nagrała dwie płyty – przyp. MK). Odebrałam sobie czas na myśl twórczą. Dopiero marzec objawił się jako miesiąc wyzwolenia, nowych wyzwań.

Jakich?

Zagrałam parę koncertów, w tym ze Studiem Jazzowym Polskiego Radia pod kierownictwem Nikoli Kołodziejczyka, a także z Voice Actem. Od niedawna działam również w duecie z kontrabasistą Mateuszem Szewczykiem. Do swoich składów zaprosili mnie też Maciek Kądziela i Ania Jopek.

Czy to sygnał, że otwierasz się teraz bardziej na sytuacje sidemańskie?

Prawdę mówiąc, od dawna marzyłam, by ktoś mnie kiedyś zaprosił do zespołu. Dotychczas działałam na własne nazwisko, tworzyłam składy, wymyślałam projekty, ale nikt mnie nie zapraszał do swojego zespołu. W pewnym momencie zaczęło mi to dawać do myślenia. Może jestem niewystarczająca? Może źle śpiewam? Zamiast wyjść z założenia, że może moja droga jest inna, niestety bliższe mi było doszukiwanie się własnej niewystarczalności. Najwyraźniej po prostu dotychczas nikt nie pomyślał, że mogę pasować do czyjegoś zespołu, ale ostatnio się to zmieniło. Cieszę się z tego powodu.

Mnie szczególnie cieszy, że nadal masz serce do kwartetu Voice Act.

Tak, na całe szczęście tego nie straciłam. Dziewczyny (Anna Gadt, Marta Grzywacz i Gosia Zagajewska – przyp. MK) były i są nadal bardzo wspierające. Gdy spotkałyśmy się w dniu koncertu z Jimem, wszystkie na mnie spojrzały i wiedziały, co się dzieje. Dało mi to dużo siły przed występem.

Mateusz Kołakowski, Natalia Kordiak, Alan Wykpisz, Przemysław Chmiel i Grzegorz Pałka (Natalia Kordiak Quintet). Fot. Paweł Wyszomirski
Marta Grzywacz, Anna Gadt, Natalia Kordiak i Gosia Zagajewska podczas nagrywania albumu „Voice Act”. Fot. Urszula Las

Kończąc temat Kontrastu, chcę jeszcze wrócić do wypowiedzi Piotra z rzeczonego wywiadu dla „Wyborczej”. Padło tam ciekawe zdanie o tobie: „Natalia jest bardzo wrażliwa na to, jak powinna wyglądać dzisiaj scena i podchodzi do tego z dużą troską”. Wspomniałaś o tym, że zależy ci na jakości prezentowanych projektów. Jak jeszcze sobie tę scenę wyobrażasz?

Chciałabym, żeby była bardziej otwarta na debiutantów, bo wejście na rynek muzyczny jest bardzo trudne. Owszem, są młode grupy, którym udaje się przebić – na przykład Kosmonauci. Ale mam wrażenie, że uwaga ogółu skupia się na tych znanych nazwiskach, które są w obiegu od wielu lat. Trzeba dać przestrzeń także innym, którzy pojawili się dopiero teraz, a też mają silny głos i rozwijają polską kulturę. Jest tyle dobrych młodych zespołów, które prawie nie koncertują: grają jeden, dwa koncerty i potem cisza. Na przykład Deux Lynx. Poza premierowym koncertem na Kontraście zagrali jeszcze tylko raz! Czy to jazz, czy nie, nieważne. To jest dobra, jakościowa muzyka.

Inny przykład: kwintet Michała Aftyki. Wygrał parę konkursów i na fali tych sukcesów odbyło się trochę koncertów, ale od pewnego czasu tego zespołu nie słychać. A mowa o jednej z lepszych grup w waszym pokoleniu.

Cieszę się, że wspomniałeś o Michale akurat, bo znam się z nim od wielu lat, jeszcze z czasów studiowania na „Bednarskiej” (w ramach Sekcji Jazzu ZPSM im. Chopina w Warszawie, obecnie na ulicy Połczyńskiej – przyp. MK). Bardzo cenię jego grę i kompozycje. Cóż, zawsze trzeba pamiętać o charakterze danej osoby, predyspozycjach do wychodzenia z inicjatywą, autopromocji. Dla wielu osób to nie jest łatwe. Ktoś może nie mieć dość siły, bo jest zbyt introwertyczny, a przecież praca artystów ma w sobie coś z handlowania własną wrażliwością, sercem. W konfrontacji z realiami, w jakich funkcjonujemy, można nieraz się sparzyć. Mimo to w moich działaniach chciałabym zachęcać artystki i artystów do walki o swoje.

Uwaga ogółu skupia się na nazwiskach, które są w obiegu od wielu lat. Trzeba dać przestrzeń także innym, którzy pojawili się dopiero teraz, a też rozwijają polską kulturę

Akademie muzyczne mogłyby tu mieć duże pole do popisu.

Pod tym względem niestety sytuacja też nie wygląda dobrze. Akademie pod względem przygotowania do wyjścia na rynek muzyczny działają kiepsko, a wykładowców i wykładowczyń, które naprawdę wspierają studentów, jest bardzo mało. Ja miałam szczęście spotkać takie osoby w swoim życiu.

rozmowie z „Jazz Forum” cztery lata temu wspominałaś, że twoimi mentorami byli Grzegorz Karnas, Anna Gadt i Krzysztof Gradziuk.

Krzysztof swego czasu bardzo pomógł mi w ogólnym rozwoju muzycznym. Przede wszystkim zachęcał mnie do wokalnych eksperymentów, polecał dużo nieznanej mi wcześniej muzyki, o której później często rozmawialiśmy. To były czasy „Bednarskiej”, jeszcze przed wymarzonym dostaniem się do akademii w Katowicach. Jeśli chodzi o Grzegorza i Anię, to ktoś kiedyś powiedział o mnie, że śpiewam tak, jakbym była ich nieślubnym dzieckiem. (śmiech) Nie dziwiły mnie te słowa, bo kim innym ze świata wokalistyki jazzowej miałam się w Polsce inspirować? Zachwycały mnie dziwactwa Grzegorza, pewnie nawet teraz byłabym w stanie zaśpiewać każdą jego solówkę z płyty „Karnas”. Bardzo weszłam w taką estetykę. Grzegorz w niesamowicie wrażliwy, a jednocześnie realistyczny sposób operuje słowem i bardzo cenię to w jego twórczości. Ale jeśli teraz zapytałbyś mnie o moich mentorów, wymieniłabym przede wszystkim Anię. To ona naprawdę popychała nas, studentów, do działania. Wysyłała informacje o stypendiach, konkursach, festiwalach… Co dwa miesiące organizowała na uczelni estradę wokalistów i każda z nich miała motyw przewodni: mogła to być twórczość Shortera, Billa Evansa albo nasza autorska muzyka. Wspólnie zajmowaliśmy się organizacją tej estrady: plakatami, próbami, napisaniem aranżacji, zwołaniem muzyków. Przydatne doświadczenie… Z kolei dzięki współpracy Ani z Michałem Hajdukiem (menedżerem kultury i kuratorem – przyp. MK) odbył się w NOSPR-ze przepiękny koncert: trzynaście wokalistek, dwa kontrabasy i perkusja. To jeden z tych występów, których nie da się zapomnieć. Wtedy pierwszy raz w życiu, będąc jeszcze na studiach, stanęłam na deskach NOSPR-u.

Praca artystów ma w sobie coś z handlowania własną wrażliwością, sercem. W konfrontacji z realiami można się sparzyć. Mimo to chciałabym zachęcać artystki i artystów do walki o swoje

Od niedawna jesteś związana z akademią muzyczną w Łodzi.

Jestem doktorantką i prowadzę projekty artystyczne ze studentami. Niestety, jako wokalistka, nie podlegam instytutowi instrumentalistyki jazzowej.

Jak to? „Moje ciało to mój instrument” – to twoje słowa.

Niestety, zgodnie z regulaminem uczelni, nie mogłam zdawać do szkoły doktorskiej na jazz, tylko na wokalistykę estradową. W ramach doktoratu pracuję nad dziełem artystycznym oraz dodatkowo nad projektami artystycznymi – w tym semestrze jest to projekt z sześciorgiem wokalistów, z którymi dopiero wchodzimy w temat improwizacji. Uważam, że wokaliści są systemowo gorzej kształceni niż pozostali muzycy. Oczywiście na różnych uczelniach wygląda to inaczej, ale ogólny obraz jest właśnie taki. Chciałabym to zmienić i pokazać studentom, że mogą wykorzystywać głos na różne sposoby. Że są w muzyce partie, które mogą wykonywać bez tekstu. Że mogą być kolejną trąbką… Że mogą być czym tylko chcą. Najpierw jednak ktoś musi im powiedzieć, że mają prawo chcieć.

Mówiąc to, można im wręczyć chociażby płytę kwartetu Voice Act. Gdy was słucham, szczególnie lubię odnajdywać te kolejne warstwy, elementy rozmaitych stylistyk. Frazy kojarzące się z muzyką dawną, partie quasi-barokowe, zabawa onomatopejami, swingowanie, mnogość zdarzeń artykulacyjnych i harmonicznych… Byłabyś w stanie jakoś rozrysować mapę waszych działań?

Taka mapa to by było pomieszanie z poplątaniem! Z uwagi na to, że bardzo się różnimy pod względem rodowodu artystycznego, każda z nas wnosi coś innego do zespołu.

Mogłabyś nieco opowiedzieć o tym, jak postrzegasz energię i ekspresję koleżanek z kwartetu? Jak one na ciebie wpływają?

Gosia wywodzi się z muzyki tradycyjnej, jej śpiew jest więc… korzenny, stanowczy, prostolinijny. Piękne jest to, jak Gosia rozkwitła od naszego pierwszego spotkania (było do podczas nagrywania płyty „Voice Act” w sierpniu 2023 roku – przyp. MK). Początkowo było tak, że ja i Ania bardzo się w tym zespole rozpychałyśmy ze swoimi głosami, a Gosia i Marta w mniejszym stopniu. Z kolei podczas naszych ostatnich koncertów czułam, że Gosia się bardziej otwiera, też się na swój sposób rozpycha i cieszy mnie to. Postrzegam ją jako taką… strażniczkę przeszkadzania nam. (śmiech) Daje naszej muzyce coś bardzo nieoczywistego, nieraz w kontrze do pozostałej trójki, i jest to niezwykle ciekawe. Z kolei u Marty podziwiam w pierwszej kolejności jej doskonałą technikę śpiewania. To wspaniałe, jak ona jest wyćwiczona wokalnie. Pod względem emisji głosu kładzie nas na łopatki. Uwielbiam jej słuchać i często jest tak, że gdy ona zaczyna śpiewać, to ja przestaję. Walczę z tym oczywiście, bo nie chcę, by tak było. (śmiech) A co do Ani, to ona pewnie mnie zabije, jak to przeczyta, ale ją postrzegam jako… strażniczkę jazzu w naszym zespole. (śmiech) Oczywiście improwizuje w bardzo swobodny sposób, sięga po różne rozszerzone techniki, ale gdy potrzeba czegoś stylistycznie bliskiego jazzowi, na Anię można liczyć w stu procentach. Podczas koncertu z Jimem w pewnym momencie weszła w taki piękny walking basu!

Marta Grzywacz, Gosia Zagajewska, Natalia Kordiak i Anna Gadt, a za nimi m.in. Qba Janicki i Marek Pospieszalski na Gali Muzyki Jazzowej 2025. Fot. Fryderyk Festiwal
Marcel Baliński i chór Współgłosy po odebraniu Fryderyka w kategorii „Album Roku – Jazz Eksperymentalny / Współczesna Muzyka Improwizowana” (2025). Fot. Fryderyk Festiwal

Jako Voice Act wystąpiłyście także na niedawnej gali jazzowych Fryderyków, towarzyszył wam duet Malediwy (czyli Marek Pospieszalski i Qba Janicki – przyp. MK). Jakim doświadczeniem był tamten występ w specyficznych, galowych okolicznościach?

Było to wydarzenie dość surrealistyczne, biorąc pod uwagę dotychczasowe działania Festiwalu Fryderyk i części jazzowej podczas poprzednich gal muzyki rozrywkowej i jazzu. Cieszę się, że Nikola Kołodziejczyk, który był dyrektorem artystycznym wydarzenia, otworzył je na różnorodność. Uważam, że udało mu się ukazać różne oblicza jazzu. Co do współpracy z Markiem i Qbą, to pierwszy raz spotkaliśmy się dzień przed galą. Wiedzieliśmy, że mamy improwizować około 5 minut. Podczas próby zagraliśmy 50-minutową improwizację, byliśmy gotowi. Bardzo szybko nawiązała się wspólna myśl i cieszę się, że taka współpraca zaistniała. Dla mnie trudnością było odnalezienie się w formule pięciominutowej improwizacji. Wiem, że graliśmy ciut dłużej, bo produkcja zaczęła gasić światła oraz wizualizacje za nami… (śmiech) To, co było dla mnie ważne, to fakt, że udało nam się stworzyć jakąś historię, improwizowaną opowieść. A mnie osobiście udało się na chwilę zapomnieć, że tam jestem, w tym dobrze wyreżyserowanym świecie.

Wiele osób oburzył fakt, że TVP Kultura w retransmisji gali pozbawiła widzów możliwości usłyszenia między innymi was oraz składu Deux Lynx z Kubą Więckiem. Precyzyjnie został też wycięty fragment wypowiedzi Marcela Balińskiego, który wyraził żal, że jego nagrodzony Fryderykiem zespół Współgłosy dwukrotnie nie otrzymał dofinansowania z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Chcesz to jakoś skomentować?

Wydaje mi się, że oburzenie głównie spowodował fakt wycięcia fragmentu wypowiedzi Marcela. Wiesz… czuję w związku z zaistniałą sytuacją smutek. Wypowiedź Marcela dotyczyła nie tylko braku dofinansowania, ale przede wszystkim zwrócenia uwagi na propozycje, za którymi nie stoją jeszcze wielkie nazwiska, ale niosą ze sobą ogromny potencjał jakości muzycznej i – jak w przypadku Współgłosów – także społecznej. Nie przypuszczałam, że doświadczę tak okrutnego zabrania komuś głosu, szczególnie, że nie ma wielu okazji do wypowiadania się przed tak dużym forum. Faktem jest to, że obraz ukazany w poniedziałkowej retransmisji gali w TVP Kultura był zniekształceniem i zakłamaniem rzeczywistości, która podczas gali miała szansę się ukazać. Pisałam również o tym na moim koncie na Facebooku. Natomiast głównym atutem tej gali była różnorodność: ukazanie muzyki improwizowanej, awangardowej, jak i tej od lat widocznej, czyli mainstreamowej. Wykluczenie z niej wymienionych przez ciebie zespołów było ponownym spłaszczeniem jazzu do tzw. „wielkich mistrzów”. Rozumiem, że telewizja ma swoje ramy czasowe. Są decyzje reżyserskie i nie mam żadnego wpływu na to, co zostanie wyemitowane. Natomiast staram się o tym mówić i przypominać, jakie było przesłanie tej gali: integracja zróżnicowanego środowiska muzyki jazzowej. Czy ono zaistniało? Czy gala była sukcesem? Każdy musi sobie na te pytania odpowiedzieć. Mój punkt widzenia jest taki: pierwszy raz stworzyła się sytuacja, w której można było rozmawiać i wspólnie świętować, a nawet zauważać przejawy autentyczności w takim spotkaniu.

Zobacz też

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Najnowsze wpisy

Pełne archiwum