Piątka na piątek
Cześćtet Polofuturyzm
Popularność powieści „Lalka” Bolesława Prusa można mierzyć nie tylko ilością realizowanych obecnie produkcji serialowych, ale też przemycanych tu i tam odniesień. Na aluzję do dzieła Prusa (a konkretniej: wypowiedzi Wokulskiego) natknąłem się niedawno w pewnym podcaście politycznym. Jedna z moich ulubionych dziennikarek podsumowała jednego z najmniej przeze mnie lubianych polityków tak: „Charyzmy i odwagi jest w nim tyle, co trucizny w zapałce”. Gdyby ów podcast dotyczył twórczości Szymona „Pimpona” Gąsiorka, takie zdanie paść by nie mogło. Ten perkusista i kompozytor od lat, w ramach bardzo różnych przedsięwzięć, daje wyraz bezkompromisowości i skłonności do eksperymentu.
Do swojego nowego składu Cześćtet zaprosił wyraziste osobowości i zaproponował brawurową mieszankę stylistyczną. Gąsiorkowi należy się oczywiście uznanie za to, jak zapanował nad zespołem, umiejętnie zlepiając ze sobą rocka, free jazz, techno, muzykę biesiadną i inne gatunki. Tyle że tutaj artystyczna stawka jest większa niż (bardzo sprawny) dobór składników: poprzez warstwę tekstową Gąsiorek tworzy bowiem coś w rodzaju muzycznego „Dnia Świra”. Przebijają przez niego gorycz i utrata złudzeń, ambicja i poczucie słabości, tęsknota za lepszymi czasami, skłonność do marzeń i brak wiary we własną sprawczość. Entuzjazm idealisty ściera się z obawami przegrywa.
To wszystko zaś toczy się na tle efektownie wyprodukowanej, arcybarwnej i pomysłowej muzyki. Nieraz z wielką mocą wybrzmiewa kwintet i mnożą się ekstrawertyczne interakcje: najciekawiej dzieje się chyba na linii Pospieszalski-Weber-Gąsiorek. Następują także sytuacje kameralne i konfesyjne, które czasem śmieszą, czasem smucą, czasem skłaniają do refleksji. W efekcie rysuje się poruszający portret obolałego neurotyka A.D. 2025.
Skład
Marek Pospieszalski – saksofon tenorowy, sprzężenie zwrotne, głos (1, 3)
Julek Płoski – komputer
Bartosz Weber – gitara elektryczna, gitara basowa, elektronika, głos (1, 3)
Szymon „Pimpon” Gąsiorek – perkusja, elektronika, głos (1, 3, 9, 10)
Aga Derlak Neurodivergent
„Eksperymentalne trio”, „dziwny album”, „poszerzanie granic”… W materiałach prasowych o nowej płycie Agi Derlak pada sporo haseł, które aż proszą się o wykorzystanie w recenzji. Pytanie brzmi, na ile rzeczywiście taka charakterystyka odnosi się do muzyki.
Faktem jest, że „Neurodivergent” to najciekawszy album w karierze Derlak. Pianistka była dotychczas znana głównie ze skłonności do elegancji, patetyzmu i wykonawczego kunsztu w ramach zaplanowanych kompozycji. Wcześniejsze płyty nie wzbudzały mojego entuzjazmu, ale z „Neurodivergent” jest inaczej. Jej nowe akustyczne trio, do którego w paru utworach dołącza skrzypek Kacper Malisz, proponuje muzykę bardziej swobodną (mimo że bazującą w dużej mierze na kompozycjach Karola Szymanowskiego). W większym stopniu liczą się interakcja, cyrkulacja pomysłów i figlarność. Pierwsza połowa albumu jest znakomita: interesujące harmonie, temperamentne wybuchy, mądrze dawkowana wirtuozeria, niebanalna rytmika, a to wszystko w wykonaniu zespołu, gdzie każdy ma prawo wyjść z inicjatywą. To zaś, co na „Neurodivergent” dzieje się począwszy od szóstego utworu, wydaje się już albo wtórne, albo mało treściwe.
Do zacytowanych na początku recenzji określeń podchodzę ostrożnie. Porównując „Neurodivergent” z innymi płytami Derlak, da się dostrzec, że stężenie „eksperymentalności” czy „dziwności” jest na nowym albumie większe. Jeśli jednak spojrzymy szerzej i odniesiemy go do faktycznie eksperymentalnej twórczości (nie musimy daleko szukać), wówczas owe określenia wyglądają mało serio. To, że pianistka przekracza na nim granice, poza które dotychczas nie zaglądała, stanowi dobry znak. Mam nadzieję, że udany „Neurodivergent” to dopiero pierwszy list, który Derlak wysyła słuchaczom z nowych dla siebie rejonów. Ma na pokładzie tak dobrych muzyków, że na pewno jest w stanie zawitać z nimi w jeszcze ciekawsze przestrzenie i o nich opowiedzieć. Może tym razem bardziej dźwiękami, a nie słowami?
Skład
Maciej Szczyciński – kontrabas
Miłosz Berdzik – perkusja
Kacper Malisz – skrzypce (2, 3, 4, 8)
Myra Melford Splash
„Właśnie w taki sposób chcę grać na fortepianie”. Można by się spodziewać, że te słowa Myry Melford były reakcją na koncert jakiegoś pianisty bądź pianistki, albo odnosiły się do ważnego dla niej albumu. Otóż… nie. Takie zdanie padło po tym, jak w 1994 roku w Nowym Jorku obejrzała wielką wystawę malarstwa abstrakcjonisty Cy’a Twombly’ego. Inspiracja okazała się tak trwała, że Melford nadal odnosi się do jego twórczości z kolejnymi zespołami – np. z prowadzonym przez nią od 2019 roku Fire And Water Quintet czy nowym triem, z którym nagrała album „Splash”. W kwintecie Fire And Water towarzyszą Melford wielkie postaci kreatywnej muzyki improwizowanej i tak samo dzieje się w triu: pianistka zaprosiła do niego Michaela Formanka i Chesa Smitha.
Wiadomo, że nazwiska same nie grają, choć tak się składa, że artystka buduje zespoły w taki sposób, by szanse na spektakularne wydarzenia były duże. Udało się to zrealizować także na „Splash”, gdzie kompozycje Melford – o złożonej, frapującej konstrukcji i pełne pomysłów metrycznych czy aranżacyjnych – są wykonane ze zjawiskową werwą i stylistyczną otwartością. Jest tu zarówno intelektualizm, jak i oszałamiająca żywiołowość oraz przestrzeń na spontaniczne interakcje. Wyraziste, przemyślane, odważnie kreślone kompozycje nie są ciężarem, ale stanowią trampolinę do ekstrawertycznych działań. De facto każdy utwór przypomina tu eskapadę, jest jak wyprawa po przygody i wrażenia, które trudno przewidzieć. Cool jazz? Post-bop? Impresjonizm? Ekspresjonizm? Free? Awangarda? Hip-hop? To wszystko i jeszcze więcej – podane w sensownych proporcjach i z wiarygodną intencją – trafiło na „Splash”.
Skład
Michael Formanek – kontrabas
Ches Smith – perkusja, wibrafon
John Butcher / John Edwards This Is Not Speculation
John Butcher i John Edwards – dwie legendy muzyki improwizowanej, które współpracują od prawie trzydziestu lat. Występowali ze sobą zarówno w duecie, jak i w większych formacjach. Skoro znają się tak długo, można by prowokacyjnie zapytać: czy mają sobie jeszcze cokolwiek do powiedzenia? I czy, gdy rozmawiają ze sobą tylko we dwójkę, ich dyskusja jest ciekawa dla słuchaczy?
Odpowiedzi na te pytania przynosi album „This Is Not Speculation”, będący zapisem występu artystów z Monachium sprzed dwóch lat. Można gdybać, jaka była reakcja widowni podczas ich koncertu – rejestracja nie zawiera oklasków. Spekulować zaś nie trzeba w sprawie jakości muzyki, która popłynęła wtedy z estrady – nagranie nie pozostawia wątpliwości, że było to ich kolejne natchnione spotkanie, pełne mądrego reagowania i oznak nieskrępowanej wyobraźni. Co chwila zmienia się charakter gry Butchera i Edwardsa: modyfikują artykulację i specyfikę brzmień, kierując się w różne strony. Wachlarz ich możliwości artystycznych jest ogromny i nie wahają się po nie sięgać, w czym nie ma jednak za grosz efekciarstwa. Jest tam zaś błyskotliwość pomysłów, nienachalna wirtuozeria i organicznie rozwijająca się, nieszablonowa narracja.
W ich monachijskim improwizowaniu dostrzegam dwa główne wątki: jeden dramatyczny i niepokojący, drugi żartobliwy i przekorny. Słychać poważne eksploracje sonorystyczne, groźne pomruki i tajemnicze tarcia. Gdzieniegdzie jednak można wyczuć zawadiackie zaczepki, humorystyczne zmiany tematu, przerysowane albo prześmiewcze reakcje. Jakimi środkami muzycy tego dokonują? Lepiej posłuchać niż spekulować na ten temat.
Skład
John Edwards – kontrabas
Sławek Pezda Quartet Meditations
Gdy patrzę na skład kwartetu Sławka Pezdy, przypominają mi się czasy sprzed 10-15 lat w polskim jazzie. Grają w nim muzycy, którzy współtworzyli wtedy bardzo mocną scenę krakowską. Chodzi mi na przykład o takie zespoły jak Pezda / Gawęda Duo, High Definition Quartet, PeGaPoFo czy Vehemence Quartet. Od tamtej pory wiele się zmieniło, ale – jak widać po grupie Pezdy – nie wszystko. Biorąc pod uwagę aktywności muzyków z tamtych i innych składów, wydaje się, że właśnie kwartet Pezdy najciekawiej prezentuje dziś wartości, które pamiętam z albumów i koncertów owego czasu. Mam na myśli zamiłowanie i szacunek do historii jazzu, wykonawczą zapalczywość i wysoką jakość jazzowego rzemiosła.
„Meditations” to drugi album tego kwartetu. Wcześniej ukazał się „Tribute to Tenor Legends” (2022), gdzie znalazło się kilka bardzo dobrych wykonań jazzowych klasyków, choć tu i tam doskwierały nadmierna powściągliwość i poprawność. Nowa płyta jest ciekawsza, bo otwiera szerzej drzwi nieskrępowanej ekspresji. „Meditations” stoją na czterech filarach: spriritual jazzie, minimal music, swobodnej improwizacji oraz buddyzmie, za wyznawcę którego Pezda się uważa.
Prawie połowa albumu to utwory lidera. Inspiracje muzyką Johna i Alice Coltrane’ów, Pharaoh Sandersa czy Nika Bärtscha są oczywiste, ale cóż z tego, skoro wykonania – nieraz pasjonujące – są pełne witalności, emocji oraz interakcji? Pozostała część płyty to improwizacje, których tytuły nawiązują do buddyjskich medytacji w kolejnych porach dnia: od ranka do nocy. Te formy, co nie dziwi, mają w sobie więcej spokoju, ascetyzmu, ostrożności. Emanują zgodnością i światłem. Takie połączenie jazzowego żaru z niesztampowym ujęciem medytacyjności w muzyce dało efekt więcej niż zadowalający.
Skład
Mateusz Gawęda – fortepian
Alan Wykpisz – kontrabas
Grzegorz Pałka – perkusja
Komentarze